Z centrum Nałęczowa „zniknęły” reklamy. Gdzie się podziały banery, plafony, tablice reklamowe i bilboardy, które tak gęsto „ozdabiają” budynki, ogrodzenia i ulice innych polskich miast i miasteczek? Jak lubelskie uzdrowisko radzi sobie bez nich i jak sobie z nimi poradziło?
Panie Burmistrzu, da się żyć bez reklam?
Nałęczów to wyjątkowo urokliwe miasteczko. Wyjątkowa architektura, zieleń, uzdrowisko, ciekawa oferta wydarzeń kulturalnych, dobre jedzenie... Lepiej się żyje i zarabia bez zasłaniających wszystko reklam, choć rzeczywiście doprowadzenie do tego nie było łatwe i nie wiem, czy wszędzie może się udać tak, jak w Nałęczowie. Mieszkańcy i przedsiębiorcy Nałęczowa to wyjątkowa społeczność. W 2008 roku rozpoczęliśmy działania pod hasłem „miasto bez reklam”. Podstawowym elementem było i jest budowanie świadomości poprzez ciągłą dyskusję z przedsiębiorcami i mieszkańcami. Ważne jest wzajemnie zrozumienie dlatego trzeba było działać powoli. Podstawą tego procesu było autentyczne zaangażowanie, a nie zakazy i nakazy. Dlatego najpierw długo rozmawialiśmy z mieszkańcami i przedsiębiorcami; przedstawiliśmy naszą koncepcję, wizję zmian i korzyści z nich wynikające dla wszystkich. Zaczęliśmy od centrum i miejskiego skweru, który poddaliśmy rewitalizacji, uprzednio usunąwszy stamtąd kilkanaście tablic reklamowych. Zrobiliśmy to w sposób – można powiedzieć – delikatny. Poinformowaliśmy przedsiębiorców, że reklamy mają być usunięte w określonym czasie. Te, których nie zdemontowali właściciele, zostały usunięte przez zakład komunalny i złożone na przygotowanym placu, skąd można było je odebrać bez żadnych kosztów. Polecam takie postępowanie wszystkim samorządom, bo nawet jeśli ktoś nie był z tego zadowolony, to nie miał tak naprawdę powodu do narzekania. Potem była rewitalizacja centrum miasta, w tym skweru. Nikt nie złożył od tego momentu wniosku o zgodę na postawienie na nim reklamy. Nałęczów jest jedynym miastem w Polsce, które dbałość o ład przestrzeni publicznej opiera na budowaniu porozumienia i świadomości, a nie na zakazach i nakazach. Nie jestem zwolennikiem ustawy krajobrazowej w jej obecnym brzmieniu. Jej autorzy nie słuchali samorządowców i w efekcie mamy coś, co jest zupełnie niepraktyczne i niemal niemożliwe do wdrożenia.
Wszyscy dali się przekonać?
Oczywiście nie jest tak, że wszystko udało się od razu. Po pierwsze, zajęło nam to dziesięć lat, a po drugie, wciąż jest sporo do zrobienia. To niekończące się zadanie, cały czas rozmawiamy z przedsiębiorcami i przedstawiamy nasze projekty rozwiązań. Na razie jednak skupiliśmy się przede wszystkim na centrum i wyznaczyliśmy swoistą „linię demarkacyjną” (myślę, że to dobre określenie, bo jak inaczej niż okupacją nazwać to, jak funkcjonuje reklama w przestrzeni miast). Mam nadzieję, że jeszcze trochę i przejdziemy do następnego etapu, czyli podniesienia jakości tych reklam, które muszą zostać – ich wielkości, sposobu mocowania, materiałów z jakich są wykonane...
Uf, czyli jednak jakieś zostaną... bo skąd niby miałabym wiedzieć, czego napiję się w kawiarni, gdyby nie informowała mnie o tym szczegółowo reklama?
Otóż nadal można się tego dowiedzieć, bo każda restauracja może postawić przed lokalem stojak z menu, a każdy zakład ma prawo wywiesić szyld. Ponadto w kilku punktach miasta stanęły tablice z mapą, na której zaznaczono działające tu lokale i inne przedsiębiorstwa. I nadal rozmawiamy o tym, co w zamian. Chcemy w kluczowych miejscach Nałęczowa ustawić tablice kierunkowe. O tym też musimy porozmawiać z przedsiębiorcami, bo nie da się na takich tablicach wymienić wszystkich działalności, jakie są prowadzone w mieście. W miejscowości uzdrowiskowej ważne są widoczne informacje o np. gabinetach kosmetycznych czy fryzjerskich o kwiaciarniach itp. O takich usługach w każdym innym mieście klienci dowiadują się skutecznie„drogą szeptaną”. W Nałęczowie, gdzie turnusy w sanatoriach, a tym samym klienci, zmieniają się co trzy tygodnie, jest inaczej i trzeba o tym pamiętać. Prawdopodobnie więc wrócimy do koncepcji powszechnie dostępnej broszury informacyjnej. Jeszcze raz podkreślam, że nałęczowscy przedsiębiorcy to świetni partnerzy, bez których całe to przedsięwzięcie nie mogłoby się udać. Marzy mi się, żeby dołączyli do nas także dziennikarze i pomogli tworzyć modę na miasta bez reklam.
„Panorama” chętnie dołączy do tej kampanii. Jak się ma budżet Nałęczowa?
Całkiem dobrze. Mimo dotychczasowych dużych inwestycji miasto nie ma praktycznie żadnego zadłużenia. Co więcej, mamy zabezpieczone pieniądze na wkłady własne do przyszłych zadań, a także na wypadek konieczności pokrycia nieprzewidzianych wydatków. To bardzo ważne przy tak wielu, i to dużych inwestycjach. Przy wydawaniu pieniędzy nie lubię ryzykować, a szczególnie, jeśli są to pieniądze publiczne. W tym szczególnym roku chciałoby się nie mówić o problemach, tylko podsumowywać sukcesy przed wyborami, jednak trudno zignorować fatalnie wypadające przetargi, w których proponowane przez wykonawców kwoty przekraczają te kosztorysowe już nie o kilkanaście procent, ale czasami dwukrotnie. Dlatego obawiam się o realizację naszych inwestycji. Na przykład strategię dużego i złożonego zadania pod nazwą „Mobilny LOF” mieliśmy zatwierdzoną w 2014 roku, koszty szacowaliśmy w 2013. Po tych ponad czterech latach te wyliczenia stały się nieaktualne i zapewne na wszystkie inwestycje trzeba będzie wydać znacznie więcej z budżetu gminy. Wydaje mi się, że zabrakło refleksji na poziomie ministerstwa, jak i urzędu marszałkowskiego, która pozwoliłaby uniknąć tej swoistej „kumulacji”. Problemy będą nie tylko z rosnącymi kosztami, ale także z brakiem wykonawców. W każdym razie postaramy się zrealizować jak najwięcej inwestycji, choć prawdopodobnie trzeba będzie wybrać te najważniejsze.
To znaczy?
W Nałęczowie oznacza to te dotyczące ciszy, ekologii i oczywiście estetyki. Pamiętajmy też, że musimy myśleć o całej gminie, a jest ona „rozrzucona” po dużym terenie. To istotne np. w przypadku budowy kanalizacji, bo znacznie zwiększa jej koszt. Dlatego nie udał się w tym roku projekt zakładający budowę ponad 35 km sieci kanalizacyjnej, ale to nadal bardzo ważna inwestycja dla gminy i temat otwarty. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie ponownie będziemy składać wniosek na część tego zadania. Mamy zaplanowaną wspomnianą wielką inwestycję za 14 mln zł, a właściwie kilka połączonych inwestycji, realizowanych w ramach międzygminnego projektu „Mobilny LOF”. Najważniejsza z nich to były dworzec PKS – ostatni fragment miasta, o którym z czystym sumieniem można nadal powiedzieć, że jest brzydki. Planujemy wyburzenie dworca i prace, po których ten plac będzie wyglądał wreszcie świetnie. Oby się udało – 14 maja otwarcie ofert. W mieście będą też stacje rowerów miejskich, tyle, że będą to rowery z elektrycznym doładowaniem. To nie jest jakaś nasza fanaberia, w miejscowości uzdrowiskowej jest wielu kuracjuszy, ale też mieszkańców w wieku 60+, którzy ze względu na kondycję czy stan zdrowia, a także z uwagi na nałęczowskie pagórki, rezygnują z jazdy rowerem. Chcemy im tę przyjemność przywrócić. Bardzo ważnym elementem jest też budowa zewnętrznych parkingów (tanich albo nawet bezpłatnych), oddalonych od centrum 10-15 minut drogi spacerem. Pozwoli to uwolnić nasze miasteczko od samochodów, choćby w weekendy.
Chcemy też „przybliżyć” do Nałęczowa jego własną stację kolejową, oddaloną od miasta o 3 km. Kolej jest najbezpieczniejszym i najbardziej ekologicznym środkiem transportu, więc warto promować ten sposób podróżowania. Dlatego kupimy autobus, który będzie wahadłowo jeździł między dworcem a Nałęczowem. Cieszą nas również deklaracje pana marszałka dotyczące uruchomienia szynobusu kursującego do portu lotniczego w Świdniku. Dodajmy do tego jeszcze tak wyczekiwaną obwodnicę, zmodernizowaną linię kolejową nr 7, zakończenie budowy S17 i będziemy mieli Nałęczów rewelacyjnie skomunikowany, a jednocześnie cichy i spokojny.
Nie licząc imprez, których tu nie brakuje.
No tak, trzy międzynarodowe festiwale muzyczne, balonowe mistrzostwa świata kobiet, rajdy zabytkowych pojazdów oraz wiele mniejszych wydarzeń, w tym ciekawa oferta Nałęczowskiego Ośrodka Kultury, galerie – rzeczywiście dzieje się tu bardzo dużo, nie tylko jak na miasteczko liczącą zaledwie około 3800 mieszkańców. W innych miejscowościach na terenie naszej gminy też dzieją się ciekawe rzeczy. Nic dziwnego. Nałęczów i cała gmina mają niesłychanie bogatą i ciekawą historię oraz szczęście do wybitnych postaci, które pokochały nasze miasto i wiele dla niego zrobiły. To jedna z pierwszych miejscowości w Polsce, gdzie (w budynku zbudowanym przez Żeromskiego) otwarto publiczne przedszkole dla wiejskich dzieci. Tu powstała pierwsza szkoła ziemianek dla kobiet ze środowisk wiejskich. Nałęczów to także kolebka rozwoju spółdzielczości, jakże ważnej w budowaniu zrębów polskiej państwowości i dążeniu do niepodległości. Nie dziwi więc, że i dziś nasze miasteczko przyciąga wszystkich, którzy chcą sobie przypomnieć, jak żyć „slow”, bez codziennego pędu i rozgardiaszu. Przyznam też, że zaczynamy odczuwać niedziele bez handlu, przybywa nam wtedy odwiedzających. Musimy pomyśleć o rozszerzeniu oferty dla rodzin z dziećmi, choć uważam, że nie ma lepszych animatorów zabaw niż rodzice, a zwłaszcza dziadkowie.
zdjęcia: UM Nałęczów
Komentarze