Reklama
sobota, 21 grudnia 2024 17:07
Reklama

Tosca podbija Lublin. Premiera w Operze Lubelskiej

W piątkowy wieczór melomani mogli obejrzeć pierwszą produkcję nowo powstałej Opery Lubelskiej. Choć oficjalnie instytucja powołana została nieco ponad miesiąc temu, to prace nad Toscą trwały od kilku miesięcy.

Autor: Grzegorz Winnicki

Źródło: Opera Lubelska

 


Ten dzień niewątpliwie należał do Kamili Lendzion, dyrektor OL. Mimo że pokusiła się o co prawda popularną, to jednak dość trudną do wystawienia operę, to premierę można uznać za sukces.
Tosca Giacomo Pucciniego z librettem Luigi Illica i Giuseppe Giacosa okazała się wydarzeniem na miarę otwarcia. Sala Operowa CSK wypełniona była po brzegi. A publiczność co i raz nagradzała gromkimi brawami Karinę Skrzeszewską w roli Tosci i Tadeusza Szlenkiera, który wcielił się w malarza Cavaradossi. Tego wieczoru zachwycał nie tylko piękny, pełen uczucia, czysty wokal głównych bohaterów. Zagrało właściwie wszystko.
Mimo tego, że historia nieszczęśliwej miłości, kończącej się, jak to w operze, śmiercią kochanków, w zasadzie do frapujących nie należy, a Tosca jest, moim zdaniem. operą dość statyczną, widz nie miał czasu na nudę. Znakomita scenografia autorstwa Anetty Piekarskiej - Man, wykorzystująca również możliwości multimedialne i kostiumy, trochę nawiązujące do lat 50., sprawiały, że widz był trochę zawieszony w czasie, a historia niby ckliwa, stawała się ponadczasowa. Pierwszy akt był dla mnie nawiązaniem do dobrego włoskiego kina właśnie z lat 50, a przed oczyma widza  pojawiały się obrazy jak z filmów Felliniego czy Antoniniego.
Sceny zbiorowe, z udziałem Chóru dziecięcego i młodzieżowego Opery Lubelskiej dały dodatkowy kolor i ruch. Znakomitym zabiegiem było też wprowadzenie do opery postaci Anioła Śmierci, w tej roli Wojciech Pyszniak, towarzyszącego bohaterom przez cały czas. To metaforyczne pokazanie, że nasz los od początku jest zaplanowany i nie mamy wpływu na to, co się wydarzy.


Na uwagę zasługuje też orkiestra Opery Lubelskiej pod batutą Vincenta Kozlovskiego, czołowego dyrygenta młodego pokolenia.
Owacjom po spektaklu nie było końca, brawa długo nie milkły, a odtwórcy głównych ról i Zakrystiana -Dariusz Machej. choć rola to niewielka, ale świetnie i zaśpiewana i zagrana, nagrodzeni zostali szczególnie rzęsistymi. Trochę może ciszej było, gdy pojawił się Jakub Gąska, ulubieniec publiczności w produkcjach operetkowych i musicalowych, w operze jednak nie został chyba najlepiej odebrany.
Dyrektor Kamila Lendzion postawiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Publiczność będzie oczekiwała szybko kolejnych produkcji operowych na nie niższym poziomie. 


 


Podziel się
Oceń

Komentarze