Reklama
sobota, 23 listopada 2024 00:43
Reklama

Spółdzielcom wystarczy równe traktowanie

Rozmowa z Wiesławem Dadosem, prezesem Handlowo-Usługowej Spółdzielni Osób Prawnych „Samopomoc Chłopska” w Warszawie
Spółdzielcom wystarczy równe traktowanie

Autor: HUSOP "SCh"

Panie Prezesie, czym zajmuje się Handlowo-Usługowa Spółdzielnia Osób Prawnych „Samopomoc Chłopska”?

Ta spółdzielnia niczym nie różni się od zwykłej spółdzielni, poza tym, że członkami nie są osoby fizyczne, tylko prawne. Niestety, od 2008 roku członków ubywa, bo kolejne spółdzielnie stawiane są w stan likwidacji.

Prawo do członkostwa mają te spółdzielnie, które do 1990 roku były członkami Centralnego Związku Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Chodziło przede wszystkim o to, żeby dawny majątek Związku pozostał w tych spółdzielniach. Ten majątek to dziś dziewięć ośrodków sanatoryjno-wypoczynkowych, czyli dawny majątek socjalny. Mamy sanatoria w Ciechocinku, Piwnicznej, Krynicy Zdroju, ośrodki wypoczynkowe w Krynicy Morskiej, Suchej Beskidzkiej, Mińsku Mazowieckim, Olkuszu i Cieszynie oraz dom opieki w Wycześniaku, około 80 km od Warszawy. Niektóre ośrodki zamierzamy sprzedać, żeby móc zainwestować w modernizację pozostałych, a resztę środków przeznaczyć na wypłatę dywidend dla członków. Głównym naszym zadaniem jest więc obecnie zarządzanie tą bazą. Oczywiście te obiekty nie tylko zarabiają na siebie, ale też służą członkom spółdzielni. Mogą oni korzystać z 50-procentowej ulgi i co roku około 600-700 członków z niej korzysta.

 

Kiedyś ruch spółdzielczy był potęgą, miał duży wpływ na gospodarkę całego kraju. Zmieniło się to po zmianie systemu gospodarczego w latach 90. ubiegłego wieku i dziś spółdzielczość wytwarza zaledwie około 1 proc. PKB (średnia unijna to 6 procent). Czy mamy szansę ponownie dogonić Europę pod tym względem?

Najlepiej znana jest mi sytuacja gminnych spółdzielni, zwłaszcza że po wprowadzeniu w życie obowiązującej od 1990 roku ustawy o likwidacji Centralnego Związku Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w latach 90. byłem likwidatorem majątku związku wojewódzkiego w Lublinie i Centralnego Związku. Rzeczywiście, był on potężny. Mieliśmy doskonale zorganizowany system zaopatrzenia, dobrze rozwinięte przedsiębiorstwa handlowe, sprzedaż hurtową na wszystkich poziomach, własne biura projektowe, nie mówiąc już o zakładach produkcyjnych. Centralny Związek miał nawet własną chłodnię w Porcie Gdańskim! Były też zakłady remontowo-montażowe, które świadczyły różnego rodzaju usługi dla gminnych spółdzielni.

Dlatego uważam, że ustawa z 1990 roku była ogromnym błędem. To rynek powinien zweryfikować ten segment gospodarki, jak każdy inny. Gdyby spółdzielczość poddano wtedy regułom ekonomicznym, dzisiaj sytuacja z pewnością wyglądałaby inaczej. Tymczasem wbrew woli spółdzielców w kraju, a nawet protestom międzynarodowych organizacji spółdzielczych, zlikwidowano te związki. Początkowo niektórym wydawało się, że jest to dobre posunięcie, likwidujące system nakazowo-rozdzielczy, ale w dłuższej perspektywie okazało się, że gminne spółdzielnie zostały pozostawione same sobie i bardzo trudno było im się odbudować i odnaleźć na współczesnym rynku. Ponadto musiały stawić czoła coraz większej konkurencji ze strony prywatnego handlu, która nie byłaby im straszna, gdyby nadal mogły dysponować odebranym ustawą majątkiem. Pomimo tych antyspółdzielczych działań dokonanych przez państwo polskie, część gminnych spółdzielni utrzymała się na rynku, choć o czasach sprzed 1990 roku, kiedy było ich blisko 2 tysiące, chyba możemy już zapomnieć.

 

Ile pozostało?

W Handlowo-Usługowej Spółdzielni Osób Prawnych „Samopomoc Chłopska” w Warszawie jest obecnie 821 członków (w roku powstania HUSOP było ich 960, czyli w ciągu dekady ubyło około 150 spółdzielni). Dziś przynależność do takich organizacji jak nasza nie jest obowiązkowa i około 400 kolejnych spółdzielni działa poza nią. Możemy więc powiedzieć, że GS przetrwały te trudne czasy, odnalazły się na rynku i obecnie w kraju działa około 1200 naprawdę dobrze radzących sobie spółdzielni.

Jednak likwidacja spółdzielni w Polsce postępuje, co jest procesem odwrotnym do tego, co dzieje się w Europie. Tam spółdzielczość traktowana jest na równi z innymi podmiotami. Są też państwa, które spółdzielniom udzielają pomocy, a niektóre tę pomoc mają nawet zapisaną w konstytucji. Dotyczy to m.in. Belgii, Bułgarii, Grecji, Hiszpanii, Portugalii, Malty czy Włoch. U nas preferencje mają spółki prawa handlowego. Dlatego wiele spółdzielni w Polsce przekształca się najpierw w spółdzielnie pracy, a potem w spółki. Taką ścieżkę przewidział ustawodawca – wtedy nie ma skutków związanych z opodatkowaniem. Natomiast nie ma regulacji umożliwiających proces odwrotny, czyli przekształcenia spółki w spółdzielnię. Na zachodzie jest taka możliwość.

Stąd również obniżenie znaczenia tego sektora i spadek jego udziału w PKB z dawnych pięciu do dzisiejszego zaledwie 1,2 procenta.

 

A jak radzi sobie Spółdzielnia Rolniczo-Handlowa w Garbowie, którą Pan zarządza?

To spółdzielnia, która w tym roku obchodzi 110-lecie istnienia. Ważną datą jest rok 1948, kiedy do Garbowa dołączono spółdzielnie z okolicznych miejscowości: Leśców, Piotrowic, Gutanowa. Kiedyś pracowało tu sto osób; była własna piekarnia, masarnia. Dziś zatrudniamy 50 osób i prowadzimy handel detaliczny, dział obrotu rolnego i skup owoców. Obroty GS Garbów to ponad 10 milionów zł rocznie. Wypracowujemy zyski, zatrudniamy też nowych pracowników – w ubiegłym roku przyjęliśmy pięcioro, m.in. osoby z wyższym wykształceniem do pracy w księgowości. To nowe zjawisko, bo po 1990 roku młodzi ludzie unikali pracy w gminnych spółdzielniach. Myślę, że ta spółdzielnia przetrwa.

 

Ile mamy dziś w kraju dużych spółdzielni, takich jak kiedyś?

Nie ma już spółdzielni takich jak kiedyś. Na palcach jednej ręki można by policzyć te, które przetrwały ze wszystkimi działami, jakie funkcjonowały w latach ich świetności. Takich, które mają piekarnie, jest około 300 w kraju; masarnie – kilkadziesiąt. Jedną z największych jest GS w małopolskim Andrychowie, do której prezes przyłącza sąsiadujące gminne spółdzielnie. Zatrudnienie przekracza tam 400 osób. Mamy też dużą spółdzielnię w Koronowie w województwie kujawsko-pomorskim, gdzie pracuje około 200 osób, w Żukowie w województwie pomorskim.

 

A czy na Lubelszczyźnie mamy duże spółdzielnie?

Na Lubelszczyźnie trudno znaleźć tak prężnie działające gminne spółdzielnie, zatrudniające po kilkaset osób, ale są tu spółdzielnie średnie, które dają jednak sobie radę na tym rynku. Niektóre mają masarnie, większość ma piekarnie zaopatrujące lokalny rynek w dobre pieczywo. Do liderów należy np. GS w Zakrzówku, która ma własną piekarnię, ubojnię i stację paliw. Jej prezes jest też jednym z twórców i społecznym członkiem zarządu Handlowo-Usługowej Spółdzielni Osób Prawnych „Samopomoc Chłopska”. Wyróżniają się między innymi spółdzielnie: w Baranowie, w Kamionce, w Niemcach. Mają płynność finansową, na bieżąco regulują swoje zobowiązania, obejmują lokalny rynek i są zakładami pracy, którym z pewnością w najbliższym czasie nie grozi upadłość czy likwidacja.

Na zachodzie Polski widzimy jednak niestety nasilający się proces likwidacji dobrze prosperujących spółdzielni ze względu na podeszły wiek kadry. Kiedy wieloletni prezesi osiągają wiek emerytalny, stawiają spółdzielnie w stan likwidacji. Nie ma następców i woli kontynuacji ich pracy. Po sprzedaży majątku nadwyżki dzielone są pomiędzy członków spółdzielni. Niestety, w naszym kraju wciąż brakuje dobrego myślenia o spółdzielczości i edukacji spółdzielczej.

 

Czy państwo mogłoby jakoś pomóc spółdzielcom?

Nie mamy wielkich oczekiwań, chcielibyśmy po prostu być traktowani na równi z innymi podmiotami. Dużym obciążeniem jest dziś dla nas podatek od nieruchomości – w przypadku Garbowa to 130 tys. zł rocznie. W wielu krajach ta część zysku spółdzielni, która przeznaczona jest na inwestycje, nie jest opodatkowana. Gdyby takie prawo obowiązywało w Polsce, byłoby to dla nas znacznym zastrzykiem finansowym. A warto zwrócić uwagę na to, że spółdzielczość, poza środkami na piekarnie czy masarnie, była wykluczona z korzystania ze środków unijnych, które spółkom prawa handlowego pozwoliły na znaczący rozwój.

Działamy w gospodarce rynkowej i zarządy spółdzielni powinny jak najlepiej dbać o fundusze własne i rozwój. Skoro jednakowo płacimy podatki, to i w dotacjach chcielibyśmy być traktowani jednakowo.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Jolanta M. Kozak
na zdjęciach: sanatoria należące do Handlowo-Usługowej Spółdzielni Osób Prawnych „Samopomoc Chłopska”; na zdjęciu głównym: sanatorium „Limba” w Piwnicznej; fot.: HUSOP „Samopomoc Chłopska”


Sanatorium Uzdrowiskowe „Promień” w Ciechocinku

Sanatorium Uzdrowiskowe „Watra” w Krynicy-Zdroju


Podziel się
Oceń

Komentarze