Panie Przewodniczący, pod koniec ubiegłego roku uchwalono ustawowy zakaz handlu w niedziele, od października znów obowiązuje niższy wiek emerytalny... Można powiedzieć: spełniają się postulaty NSZZ Solidarność. Jakimi jeszcze sukcesami w minionym roku mogą się Państwo pochwalić?
To był bardzo dobry rok, bo większość postulatów, jakie Solidarność niosła na transparentach przez te ćwierć wieku, została zrealizowana. Część w stu procentach, niektóre połowicznie, ale niektóre nawet lepiej niż moglibyśmy się spodziewać.
Zakaz handlu w niektóre niedziele to raczej połowiczny sukces, ale już to, że zajęto się tą sprawą, jest ważnym krokiem. Wróciły wcześniejsze zasady przechodzenia na emeryturę – takie, jakie były przed zmianą wprowadzoną przez rząd PO-PSL. Dzięki temu dłuższa praca staje się przywilejem, a nie przymusem. Jeżeli pracowni po osiągnięciu ustawowego wieku emerytalnego zadeklaruje, że chce pracować do 67. roku życia albo dłużej, a u pracodawcy nie ma sytuacji nadzwyczajnej, to nie ma powodu, żeby go zwalniać. To ważna różnica. My także dążymy do tego, żeby mężczyźni po 65. i kobiety po 60. roku życia mogli pracować, jeżeli tego chcą.
Polityka prorodzinna i wdrożone „500+” to też jeden z koronnych postulatów Solidarności. Trochę inaczej to widzieliśmy, ale to rozwiązanie trafione. Nie generuje żadnych dodatkowych kosztów administracyjnych i praktycznie prawie sto procent tej pomocy trafia do tych, którzy naprawdę jej potrzebują. To znacznie obniżyło odsetek ludzi, którzy muszą korzystać z pomocy społecznej.
Trwają prace nad rozwiązaniami, które ograniczą tzw. umowy śmieciowe, doskonalona jest ustawa o zamówieniach publicznych, ważną rzeczą – i również jednym z naszych postulatów – było odkupienie jednego z największych banków. Na szczęście odchodzi się też od teorii, którą na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku ogłosił ówczesny minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk – że najlepszą polityką jest brak strategii przemysłowej – i dziś widzimy, że w Polsce znów zaczyna się odradzać rodzimy przemysł.
Niestety, są też rzeczy, z których nie jesteśmy zadowoleni. Na przykład zbyt wolno rośnie płaca minimalna. Nie planujemy w tej sprawie strajków czy ostrzejszych protestów, bo pamiętajmy, że minimalne wynagrodzenie jednak wzrasta, ale powinno się to dziać szybciej.
Wiadomo, że Solidarność chwaliła sobie współpracę z rządem Beaty Szydło. A czego spodziewa się Pan po nowym premierze – ekonomiście Mateuszu Morawieckim?
Premier Morawiecki to człowiek dobrze odbierany w kraju i za granicą, wszechstronnie wykształcony, z bogatym i cennym doświadczeniem zawodowym w wielkiej korporacji. Oczywiście nie oznacza to automatycznie, że sprawdzi się w zarządzaniu państwem. Beata Szydło była dobrym premierem, dlatego możemy się domyślać, że jej odwołanie związane jest z koniecznością wprowadzenia nowej strategii rozwoju gospodarczego. Dziś pozycja kraju nie zależy od ilości karabinów (których zresztą też za wiele nie mamy), ale od siły jego gospodarki. Rząd Prawa i Sprawiedliwości wyraźnie dąży do odbudowania przemysłu stoczniowego, wzmocnienia polskiego przemysłu zbrojeniowego; chce wprowadzać nowe, innowacyjne rozwiązania, np. samochody o napędzie elektrycznym. Jeśli te pomysły uda się zrealizować, będą to znakomite podwaliny do dalszego rozwoju, dzięki któremu zamiast być państwem usługowym, serwisowym, „dorobimy się” większej liczby własnych marek i staniemy prawdziwym partnerem na rynkach międzynarodowych. Miejmy więc nadzieję, że nowy premier wzmocni gospodarkę, a tym samym pozycję naszego kraju, bo dziś jesteśmy rozgrywani przez wielkich graczy, choćby z racji ogromnego długu publicznego, jaki mamy.
Jednym z projektów nowego rządu jest tzw. konstytucja biznesu. A jak wyglądałaby konstytucja pracy, gdyby miała zostać stworzona przez NSZZ Solidarność?
Ona właściwie już powstaje. Obecny Kodeks pracy ma już ponad 100 lat i właśnie trwają prace nad nowymi regulacjami w tym zakresie, bo mimo wielokrotnych nowelizacji wciąż nie przystają one do współczesnych realiów. Trzeba m.in. dopracować prawo dotyczące zbiorowych i indywidualnych stosunków pracy, stworzyć warunki, by pracownik czuł się bezpiecznie – dziś pracodawca może np. uniemożliwić stworzenie związków zawodowych w swoim zakładzie.
Przedsiębiorcy mają dziś coraz większy problem z pozyskaniem rąk do pracy. W miejsce Polaków starają się zatrudniać obcokrajowców zza naszej wschodniej granicy, a nawet Hindusów. Czy zagraniczni pracownicy mogą uratować sytuację na polskim rynku pracy, czy wręcz przeciwnie – stwarza to nowe zagrożenia?
Jeżeli chodzi o nasz związek, to nie widzimy problemu w obecności na naszym rynku pracowników pochodzących z innych państw czy kultur. Po prostu dążymy do tego, żeby polskie prawo było przestrzegane w odniesieniu do każdego, a każdy, kto tutaj pracuje, pracował w godziwych warunkach. W żadnym wypadku nie możemy zgodzić się z taką sytuacją, z jaką spotykamy się dziś – obcokrajowcy w większości są zatrudniani na czarno i w ten sposób tworzą nieuczciwą konkurencję.
Obecna sytuacja na polskim rynku pracy to efekt problemu, na który związek wskazywał od lat, czyli załamania się kształcenia zawodowego. Kłaniają się tu zaniedbania i zmiany w edukacji z początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy praktycznie zlikwidowaliśmy szkolnictwo zawodowe, a promowaliśmy szkolnictwo ogólne. W liceum najłatwiej i najtaniej jest kształcić; szkoła zawodowa wymaga infrastruktury, wyposażenia warsztatów szkolnych, zatrudnienia profesjonalnego instruktora... A to niejedyny problem. W państwach zachodnich poważne, duże firmy kształcą pracowników u siebie, mają nawet własne szkoły. Nasi pracodawcy nie chcą uczestniczyć w procesie kształcenia pracownika. Chcą mieć w pracy młodego człowieka z doświadczeniem, a takich cudów nie ma. Musimy poszukać efektywnych rozwiązań, i to z aktywną pomocą pracodawców, a także państwa, bo tylko ono dysponuje instrumentami, które mogą nam ułatwić to zadanie. Musimy zacząć współpracować, żeby na polskim rynku pracy znów znaleźli się potrzebni fachowcy.
Nie zgadzam się jednak z tym, że w naszym województwie nie ma bezrobocia. Owszem, ono maleje, ale posad wciąż brakuje, także w województwie lubelskim. Problemem wciąż są też płace, w naszym regionie często nawet trzykrotnie niższe niż w innych częściach kraju.
NSZZ Solidarność Region Środkowo-Wschodni to blisko 30 tysięcy członków. Jak wygląda działalność Solidarności i związków zawodowych na Lubelszczyźnie?
W Polsce są trzy reprezentatywne organizacje związkowe: NSZZ Solidarność, OPZZ i Forum Związków Zawodowych, a my jesteśmy bez wątpienia największą z nich. Naszym zadaniem jest przede wszystkim uczestnictwo w dialogu trójstronnym, który jest zresztą inicjatywą Solidarności. Na najbliższym spotkaniu będziemy omawiać funkcjonowanie domów pomocy społecznej, bo są tam duże problemy i bez zaangażowania władz województwa, ale też rozwiązań ustawowych, sytuacji nie uda się naprawić. Podobnych inicjatyw jest wiele. Choćby akcja protestacyjna w sprawie drogi ekspresowej z Lublina do Warszawy, która stała się szczególnym wyrazem dialogu społecznego – pod sztandarami Solidarności wzięli w niej udział wszyscy jego uczestnicy: pracodawcy, pracobiorcy i władze wojewódzkie. Ówczesny rząd ugiął się i wkrótce będziemy do stolicy jeździć trasą S17.
Ale to nie wszystkie nasze zadania. Solidarność przykłada dużą wagę do historii, kultywowania pamięci o dawnych czasach i bohaterach. Dlatego aktywnie uczestniczymy w tego typu wydarzeniach. Jesteśmy jedynym w kraju województwem, w którym odbywają się wspólne obchody upamiętniające katastrofę smoleńską, współorganizowane przez Solidarność, wojewodę, marszałka i prezydenta Lublina.
Można powiedzieć, że związek zawodowy to czasami takie „pogotowie pracownicze”. Czy na Lubelszczyźnie zdarzają się takie sytuacje kryzysowe, które wymagają szczególnych działań?
Mamy jeden trudny i wciąż nierozwiązany temat – jest nim Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej. Tu wciąż jesteśmy zaangażowani, bo uważamy, że Urząd Marszałkowski popełnia w tej sprawie kardynalne błędy. Wszyscy zastanawiamy się, czy to wynik przypadku albo niewiedzy, czy są one zamierzone, ale mamy nadzieję, że wkrótce wszystko się wyjaśni, a służby, które są do tego powołane, wydadzą w końcu swoją ocenę.
Dziękuję za rozmowę.
Jolanta M. Kozak
zdjęcia: Zarząd Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „S”
Komentarze