Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 10:59
Reklama

Koniec gabinetów?

W połowie września sejm uchwalił nowelizację ustawy likwidującej stanowiska doradców i asystentów w samorządach. Z inicjatywą rozwiązania gabinetów politycznych wystąpiło ugrupowanie Kukiz’15, a poparło ją w sumie 263 posłów. Jednak, jak zawsze, zdania w tej materii są podzielone, spierali się również sami parlamentarzyści.
Koniec gabinetów?

Autor: commons.wikimedia.org

Autorzy projektu uzasadniali, między innymi, że gabinety polityczne na szczeblu samorządowym stają się przyczółkiem do tworzenia miejsc pracy dla osób związanych partyjnie z urzędującymi władzami samorządowymi, a doradcy i asystenci nie posiadają żadnych kwalifikacji do zajmowania takiego stanowiska.

Pierwotnie umowy z obecnie zatrudnionymi asystentami i doradcami miały zostać rozwiązane z dniem wejścia w życie ustawy. Ostatecznie termin ten zmieniono na 14 dni od daty jej wejścia w życie.

Według obowiązującego prawa, wójtowie (burmistrzowie, prezydenci miast), starostowie i marszałkowie mają możliwość zatrudniania asystentów i doradców w urzędach gminy, starostwie powiatowym i w urzędzie marszałkowskim. Przepisy regulują także liczbę takich osób. Nie może ona przekroczyć trzech osób w gminach do 20 tys. mieszkańców, pięciu osób w gminach do 100 tys. mieszkańców oraz powiatach i siedmiu w pozostałych gminach i powiatach.

 

Czy to naprawdę potrzebne?

Halina Rozpondek, posłanka Platformy Obywatelskiej, oceniła, że tak naprawdę większość samorządów nie zatrudnia żadnych doradców ani asystentów. Wydaje się, że istotnie, przynajmniej na Lubelszczyźnie, sporo samorządów nie utworzyło takich stanowisk. Piotr Dragan, wójt gminy Wisznice mówi: – Asystenci czy doradcy ułatwiają pracę w dużych miastach, prezydentom lub burmistrzom. Dla małych gmin, takich jak nasza, nic się nie zmieni. Jestem na stanowisku trzecią kadencję i nigdy nie miałem asystentów i doradców.

Jednak, również włodarze większych miejscowości nie widzą konieczności zatrudniania takich osób, gdyż – jak wskazują – praca jest dobrze zorganizowana, a każdy ma swoje obowiązki. Hieronim Zonik, burmistrz Siedliszcza, zdecydowanie popiera likwidację gabinetów politycznych: – Samorząd to praca, a nie polityka. Jeśli wójt czy burmistrz nie potrafi zorganizować sobie profesjonalnej „załogi” w urzędzie, to może nie powinien sprawować swojej funkcji?

Dyskusyjną wydaje się więc kwestia, czy w większości urzędów pracy jest tyle, żeby nie mogli poradzić sobie z nią „zwykli” urzędnicy.

 

Gdzie te oszczędności?

Autorzy projektu argumentowali także, że proponowana nowelizacja wiąże się z oszczędnościami na poziomie 50 milionów złotych rocznie. Zdaniem Marka Sowy, posła Nowoczesnej, ludzie w samorządach zarabiają po 2,5 tys. zł i nie pasują w większości do modelowego „misiewicza”, szastającego pieniędzmi i rozbijającymi się drogimi autami.

Również nasi rozmówcy nie widzą, w jaki sposób nowelizacja miałaby przynieść oszczędności. Roman Dziura, burmistrz Józefowa mówi: – To nie ma nic wspólnego z oszczędnościami. U nas w urzędzie asystent zarabia podobnie do pomocy administracyjnej, czyli stanowiska obsługi, na które nie jest wymagany nabór i ma podobny zakres obowiązków. Czy będzie się nazywał „asystent” czy „pomoc administracyjna” to bez różnicy. No, może „asystent” lepiej brzmi.

Paweł Kazimierski, wójt gminy Leśna Podlaska zauważa: – Droga do oszczędności w samorządach nie wiedzie jedynie przez swobodę zatrudniania. Zatrudnienie wynika przede wszystkim z wykonywanych przez samorząd zadań. Ograniczyć zatrudnienie w administracji można poprzez tworzenie przejrzystego i dobrego prawa, a to już rola Parlamentu.

Zatem, dyskusyjne wydaje się czy proponowana nowelizacja wniesie istotne zmiany w funkcjonowanie samorządów oraz w ich budżety. Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol wskazuje: – Nic nie zmieni się na lepsze poprzez kolejne administracyjne regulacje. Przede wszystkim potrzeba programów i pieniędzy, zwłaszcza na wschodzie Polski. A tego brakuje.

Samorządem Polska stoi, lecz kolejne burze prawne nie pozwalają na jego stabilizację i całkowicie sprawne funkcjonowanie. Jedni chcą szukać oszczędności, inni – zwalczać nepotyzm, a jeszcze inni twierdzą, że wszystko jest do zmiany. Istnieją uzasadnione obawy, iż ciągłe zmiany są jedynie „gaszeniem pożarów”, a nie likwidacją źródła ognia. Z drugiej strony, trudno znaleźć złoty środek.

 

"O radę pytaj tego, kto sam sobie radzi" - mawiał Leonardo da Vinci. Na zdjęciu głównym: obraz Jana Matejki "Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska"


Podziel się
Oceń

Komentarze