Reklama
piątek, 22 listopada 2024 17:35
Reklama

Spadkobiercy unitów

Władze gminy Drelów zawarły z Uniwersytetem Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach porozumienie o współpracy przy badaniach dziejów obszaru gminy Drelów oraz przy popularyzacji wiedzy historycznej. A jest czym się zajmować.
Spadkobiercy unitów

Autor: Paweł Stefaniuk

Gmina Drelów może się poszczycić 500-letnią tradycją. Wieś prawdopodobnie ufundował około 1525 roku starosta brzeski Jan Nassutowicz, który w swoich międzyrzeckich dobrach założył szereg wsi bojarskich (ich mieszkańcy, w zamian za wypełnianie obowiązków wojskowych, mogli cieszyć się z szeregu przywilejów, m.in. byli zwolnieni z obowiązków feudalnych). W dokumentach z 1602 roku nowa osada figuruje pod nazwą „Drzewlewo”. Ślady bogatej historii można tu znaleźć na każdym kroku, a najnowsze odkrycia archeologów dowodzą, że sięga ona znacznie głębszej przeszłości niż śniło się twórcom najbardziej śmiałych miejscowych legend...

 

Wielka rekonstrukcja

Szczególnie pieczołowicie mieszkańcy i władze Drelowa pielęgnują pamięć o bohaterskich unitach, którzy 17 stycznia 1874 roku zginęli z rąk rosyjskich żołnierzy, broniąc swojej cerkwi i wiary. Przy parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Drelowie działa Sala Pamięci Unitów Podlaskich, imię Unitów Drelowskich nosi miejscowe gimnazjum, a od kilkunastu lat dramatyczne wydarzenia z przeszłości można dosłownie zobaczyć na własne oczy. Najpierw były skromne spektakle, do których scenariusze pisał ówczesny proboszcz Roman Wiszniewski. Potem pisanie przejęła nauczycielka (polonistka) Ewa Strok, a inscenizacje nabierały coraz większego rozmachu. Aż do kulminacji, która nastąpiła w 140. rocznicę wydarzenia.

Wielka Rekonstrukcja Męczeństwa Unitów Drelowskich kosztowała ponad 50 tys. zł (gminie udało się uzyskać dofinansowanie z PROW); wzięło w niej udział prawie sto osób, a fotorelacje i filmy nadal można obejrzeć w wielu mediach. Takie wydarzenie ma oczywiście walor promocyjny, ale nie tylko, a nawet nie przede wszystkim. Od zawsze pamięć o unitach jest ważnym elementem wychowania drelowskiej młodzieży, a zaangażowanie mieszkańców i uczniów w spektakl przeszło najśmielsze oczekiwania. – Rekonstrukcja ukazała, że jesteśmy godni nazwać siebie spadkobiercami unitów – podkreśla pomysłodawczyni wydarzenia Ewa Strok w reportażu Michała Olesiejuka.

 

W obronie wiary

Kościół unicki pojawił się na ziemiach polskich w wyniku unii brzeskiej, zawartej w 1596 roku. Na jej mocy Cerkiew prawosławna na terytorium Rzeczypospolitej połączyła się z Kościołem katolickim, uznając zwierzchnictwo papieża, ale zachowując własny obrządek i administrację. Parafia w Drelowie, która powstała nieco później, należała do diecezji chełmskiej. Po rozbiorach kolejni carowie usiłowali ponownie włączyć Kościół unicki do Cerkwi prawosławnej i w 1839 roku synod w Połocku unieważnił unię brzeską na włączonych do Rosji ziemiach litewskich i białoruskich. Na razie nie przestawała istnieć diecezja chełmska znajdująca się na terenie Królestwa Polskiego, ale polityka zaborców nie zmieniła się. Represje nasiliły się po stłumieniu powstania styczniowego. Unici byli siłą nawracani na prawosławie, a oporni księża więzieni.

Jednym z nich był proboszcz parafii w Drelowie Jan Welinowicz. Niechętnie ogłaszał rozporządzenia gorliwie realizującego politykę władz rosyjskich nowego zarządcy diecezji Józefa Wójcickiego, a w kazaniach nawoływał parafian do wytrwania w wierze. Został za to internowany w Chełmie, gdzie przebywał do swojej śmierci w 1867 roku. Parafię przejął jego syn Teofil, który nie odziedziczył po ojcu niezłomnego charakteru. Z cerkwi zniknęły organy, ambona i ławki, nowy proboszcz coraz częściej też próbował odprawiać msze po rosyjsku. Wierni przeszli do konspiracji, a na jej czele stanął Semen (Szymon) Pawluk.

W październiku 1873 roku ksiądz Marceli (Popiel), nowy administrator diecezji, nakazał od nowego roku usunąć z kościołów wszelkie unickie „naleciałości”. Ksiądz Teofil bez oporów usłuchał swojego pryncypała. Kiedy jednak spróbował wprowadzić nowe porządki, kobiety zwymyślały go od odstępców, a Szymon Pawluk i Teodor Bocian wyprowadzili ze świątyni. Zbuntowani parafianie odprawili modlitwę bez księdza, po czym zabrali i ukryli klucz do cerkwi, a kapłan pojechał ze skargą do naczelnika powiatu, Wasilija Laurentowicza Kotowa. Nawet on nie mógł już jednak nakłonić drelowian do odstąpienia od buntu.

Rano 17 stycznia 1874 roku wojsko otoczyło unitów zebranych na cmentarzu przed kościołem, a naczelnik ponownie zażądał oddania klucza. Rozpoczęła się szamotanina. Tak dalsze wypadki relacjonował jeden z ich naocznych świadków, Grzegorz Juchimiuk z Drelowa: „A gdy ludność przemawiając się w obronie wiary z naczelnikiem nie rozchodziła się oficer wydał rozkaz strzelania, i widziałem jak widocznie kulą przeszytą mając głowę upadł przy dzwonnicy Jan Romaniuk z Przechodziska zraszając obficie płynącą krwią ziemię cmentarną. Również padł Teodor Ołtuszyk z Drelowa mając przeszyte piersi kulą. Z rany obficie broczyła krew, którą pokropił ziemia niesiony do pobliskiego domu Czatyrków czy też Daniluków, gdzie po 24 godzinach skończył życie. Obaj zostali pochowani na miejscowym grzebalnym cmentarzu przez rodzinę i przyjaciół Gdzie się obecnie groby ich znajdują wskazać na cmentarzu nie umiałbym. Tegoż dnia był zbity przykładami karabinów z Pereszczówki Szymon Olesiejuk, który w 4 dni potem umarł w szpitalu w Międzyrzecu – gdzie pochowany, nie wiem. Mnie również żołnierze bili przykładami, ale jakoś Bóg dał, że przetrzymałem i żyję.” (źródło: Archiwum Diecezjalne w Siedlcach; za: www.drelow.siedlce.opoka.org.pl/meczennicy.htm). Jako jeden z pierwszych zginął Szymon Pawluk. Unici odmówili jednak złożenia przysięgi, że nie będą opierać się prawosławiu, za co z rozkazu naczelnika zostali dotkliwie pobici.

Podczas starcia z wojskiem zginęło 13 unitów, rannych było 200 osób. Wiadomo, że co najmniej dziewięć z nich zmarło. Świątynia w Drelowie została zamieniona na cerkiew prawosławną. W 1875 roku ostatnia unicka diecezja na terenie Królestwa Polskiego została zlikwidowana.

 

Dla nowych pokoleń

Nic dziwnego, że drelowianie są dumni ze swojej historii. Jej ślady można tu znaleźć na każdym kroku, a najnowsze odkrycia archeologów dowodzą, że sięga ona znacznie głębszej przeszłości niż śniło się twórcom najbardziej śmiałych miejscowych legend...

Jedna z nich opowiada o trzech zabytkowych dzwonach, zakopanych tu podczas pierwszej wojny światowej przez mieszkańców, którzy obawiali się, że wycofujące się wojska zaborcy przetopią je na armaty. Legendę przekazywano z pokolenia na pokolenie, aż tu nagle, w ubiegłym roku, podczas prac porządkowych na działce obok kościółka w Witorożu parafianie znaleźli... dzwon. Prawdopodobnie pochodzi z XIX wieku i możliwe, że został zakopany w 1915 roku. W kwietniu rozpoczęły się dalsze poszukiwania. Kolejnych dzwonów wprawdzie jeszcze nie odnaleziono (choć w ziemi nie zabrakło pamiątek po unitach), ale to, co odkryto, przerosło wszelkie miejscowe legendy, więc w sierpniu władze gminy zorganizowały w Witorożu piknik archeologiczny, który potwierdził rewelacje archeologów.

Jest to cmentarzysko kultury wielbarskiej, związanej z ludem Gotów. Cmentarzysko ciałopalne z grobami jamowymi, w których umieszczone są szczątki ludzkierelacjonuje Michałowi Olesiejukowi archeolog Bogdan Wetoszka. Odkryto ponad 140 obiektów, w tym około 50 grobów zawierających przepalone kości ludzkie. Przy pochowanych były fragmenty glinianych naczyń (kilka z nich z pewnością uda się zrekonstruować), biżuteria, przedmioty codziennego użytku oraz duża ilość stopów z brązu i srebra (powstałych z biżuterii stopionej w trakcie kremacji). Prace prowadzone były w wykopie o powierzchni pięciu arów, obejmującym zaledwie około 10 proc. powierzchni, jaką zajmowało cmentarzysko, więc archeolodzy są przekonani, że pod ziemią kryje się znacznie więcej prawdziwych skarbów. – To już jest ogromna sensacja. Ogromna wiedza badawcza, którą posiedliśmy na temat tego ludu, który zawitał na przełomie II i III wieku do obecnego Witoroża – mówi podekscytowany Mieczysław Bienia z Muzeum Południowego Podlasia.

Kultura wielbarska powstała na Pomorzu w ciągu I wieku i trwała do połowy V wieku, kiedy to jej rozwój zatrzymała wielka wędrówka ludów, wywołana zniszczeniami i głodem panującymi po najazdach barbarzyńców. Tworzący ją Goci, wschodniogermański lud pochodzenia skandynawskiego, powędrowali nad Morze Czarne, gdzie się podzielili. Ostrogoci (wschodni odłam) założyli państwo w Italii, a Wizygoci (Goci zachodni) podbili Hiszpanię.

Po co nam dziś historia? Po co grzebać w ziemi, inscenizować wydarzenia sprzed lat? – To przede wszystkim fundament do budowania świadomości mieszkańców i umacniania ich lokalnego patriotyzmu – mówi „Panoramie” Piotr Kazimierski, wójt gminy Drelów. Nie tylko lokalnego. – Kto ich tej Polski nauczył? Przecież – wyobraźmy sobie to pokolenie z 1874 roku – żaden z nich nie mógł pamiętać czasów w granicach Pierwszej Rzeczypospolitej. Oni żyli wtedy, kiedy Polski nie było na mapie – zastanawia się w reportażu Michała Olesiejuka poseł Franciszek Stefaniuk, który także uczestniczył w Wielkiej Rekonstrukcji Męczeństwa Unitów Drelowskich. – Dziś, po 140 latach, powinniśmy zadać sobie pytanie: co to jest patriotyzm? Jak ja zdaję egzamin z patriotyzmu? Na pytanie posła odpowiada inny „aktor”, nastoletni Aleksander Goś: – Staram się wykazywać mimiką strach, rozpacz, że trzeba będzie stracić rodzinę, ale też że inne pokolenia będą mogły spokojnie się modlić, gdy my zginiemy pod kościołem.

 

Joanna Gierak
na zdjęciu głównym: Wielka Rekonstrukcja Męczeństwa Unitów Drelowskich, marzec 2014 r.; fot.: Paweł Stefaniuk
zdjęcia: UG Drelów;

 

Reportaże Michała Olesiejuka można znaleźć na stronie gminy www.drelow.pl i na kanale Drelow TV na YouTube.


Wiosną w Witorożu znaleziono ślady osadnictwa Gotów; na zdjęciu: piknik archeologiczny, sierpień 2017 r.

Piknik archeologiczny

Już nie legendarny, XIX-wieczny dzwon zakopany prawdopodobnie w 1915 roku


Podziel się
Oceń

Komentarze