Konkurencyjne Lubelskie, to temat konferencji, która odbyła się w Lubelskim Centrum Konferencyjnym. Czy produkcja energii z odnawialnych źródeł może wpłynąć na konkurencyjność samorządów?
W dobie konkurencyjności w globalnym ujęciu, żeby skutecznie działać lokalnie, należy zrozumieć co dzieje się globalnie i te trendy przenosić na własny grunt. Konkurują ze sobą kontynenty, państwa, miasta, ale także te najmniejsze jednostki samorządowe. Te bardziej otwarte samorządy, idące za globalnymi trendami, mają szansę być pierwszymi i mieć przewagę konkurencyjną. Tam gdzie powstaną zielone inwestycje, tam jest szansa że pojawia się inwestorzy, miejsca pracy, podatki, zostanie zatrzymane wyludnianie tych gmin. Tak, gminy dziś rywalizują pomiędzy sobą o inwestora i te najbardziej otwarte będą się rozwijać, inne będą ubożeć i znikać.
Podążanie za trendami? Jakie są trendy w obszarze OZE?
Podstawową kwestią jest zbliżenie źródeł produkcji energii do jej odbiorców. Zobaczmy, co się dzieje na przykładzie Ukrainy. Centralne i ogromne źródła energii (atomowe, węglowe, gazowe), gdzie energia przesyłana jest do tego na setki kilometrów, nie zapewniają bezpieczeństwa energetycznego. Wystarczy jedna rakieta trafiająca chociażby w dyspozytornię czy rozdzielnię, nie mówiąc o elektrowni. Nagle pół województwa nie ma prądu. Mówimy o bezpieczeństwie, ale to wiąże się także z konkurencyjnością. Żaden inwestor nie ulokuje swoich pieniędzy w miejscu, w którym nie zagwarantowana jest pewna i stała dostawa energii elektrycznej i blisko miejsca jej wytwarzania.
Czyli energetyka rozproszona?
Tak. To jest kluczowe, aby nie przesyłać prądu setkami kilometrów, zaś świadome i mądre samorządy powinny dążyć do samowystarczalności energetycznej swoich obszarów. Co więcej, powinny dążyć do tego, żeby eksportować tę energię, ponieważ zarabia się wówczas, kiedy wytwarza się więcej niż się konsumuje. Dzięki temu mamy wartość dodaną z lokowania takich inwestycji w postaci chociażby podatków, które właśnie w tych gminach zostaną. To jest ta prosta mądrość liderów samorządowych, że muszą myśleć nie tylko o rozdawaniu socjalu ale przede wszystkim o źródłach dochodów. Instalacje OZE to 30 lat pewnych dochodów, to środki na infrastrukturę w gminie, kulturę, pomoc społeczna, to wkłady do projektów z UE, KPO, czy od innych donatorów.
Czy samorządy idą w tym kierunku?
Od 2018 roku mamy rozwiązania prawne pozwalające na tworzenie energetyki rozproszonej w postaci klastrów i spółdzielni energetycznych. Aktualnie mamy w Polsce 66 certyfikowanych klastrów energetycznych. Z czego kilkanaście wyróżniających się stopniem zaawansowania technologicznego i innowacyjnością, w tym nasz – wyróżniony przez Ministra Energii. Mam nadzieję, że ten proces będzie postępował, ponieważ wojna na Ukrainie spowodowała przyspieszenie myślenia i organizacji rozwiązań prawnych wśród polskich decydentów. Jednak za tym powinny pójść kolejne rozwiązania w postaci ulg i zwolnień, ponieważ ta energia nie jest już przesyłana setki kilometrów i nie generuje dodatkowych kosztów z tym związanych. Tu trzeba jednak przełamywać opór państwowych 4 monopoli, którzy są właścicielami sieci energetycznych w Polsce.
Czy ustawodawca wychodzi temu naprzeciw?
To są początki i nie chcę powiedzieć, że jest źle, czy dobrze. Monopol oddaje swoje pole bardzo powoli i niechętnie, ale wspomniana wojna pokazała, że należy przyśpieszyć. Co więcej, rząd podjął decyzję o tym, że w Polsce na powstać około 300 zdecentralizowanych, rozproszonych systemów energetycznych, których źródła wytwórcze będą funkcjonować jak najbliżej konsumentów energii. Dodatkowo, co ważne, w ostatnim roku, nastąpiło w końcu odblokowanie środków unijnych z perspektywy 2021-2027. W 2024 roku ten proces dopiero się zaczął, pojawiły się ogłoszenia pierwszych istotnych konkursów na transformację energetyczną i klimatyczną. Rok 2025 to będzie prawdziwy ich wysyp. Podobnie kredyty i częściowo dotacje z KPO, to są również wielkie pieniądze i duże inwestycje, zarówno w energetykę rozproszoną i magazyny energii, jak i w modernizację sieci dystrybucyjnych.
Z tego wynika, że samorządy powinny korzystać z tego i iść w stronę klastrów oraz podobnych rozwiązań?
Najważniejsze jest to, aby samorządy i społeczności lokalne uświadomiły sobie, że to niesie za sobą ich konkurencyjność, że muszą rywalizować z innymi i być od nich lepsze, bardziej otwarte i przyjazne na takie inwestycje, bo dzięki temu będą miały środki na rozwój i usługi dla mieszkańców. Ta decentralizacja i energetyka rozproszona, te 300 klastrów jest kluczowym elementem bezpieczeństwa kraju w obszarze energetycznym, jednocześnie kluczowym elementem rozwoju gospodarki, a co za tym idzie – konkurencyjności na każdym poziomie. Również na poziomie samorządów gminnych i powiatowych. Niestety w niektórych miejscowościach te procesy są blokowane lub utrudniane. Znajdują się tam jednostki, którym to przeszkadza. Najczęściej napływowe, nie związane z tą społecznością, mające tam drugi dom np. weekendowy. Kierując się swoim partykularnym interesem szkodzą tym społecznościom lokalnym i gminom, które mają często ograniczoną świadomość, że czysta energia to same korzyści dla wszystkich, a zwłaszcza dla nich.
Mamy tu problem na poziomie samorządów czy samej społeczności lokalnej?
To jest połączone. Samorząd jest wybierany przez społeczność. W związku z tym, jeżeli w społeczności pojawi się jakieś mocne oddziaływanie ludzi tam chociażby pomieszkujących, to władza często ulega tej presji, zwłaszcza wtedy, kiedy gmina jest uboga, a władza nowa i niedoświadczona. Takie inwestycje są zgodnie z prawem robione są właśnie w gminach, które mają najgorsze klasy ziemi (IV-VI), nie nadającej się na wykorzystanie rolnicze, a więc dziś bez wpływu z podatków gruntowych od nich dla gminy. Z poziomu ok. 50 zł z 1 ha do budżetu gminy - po zbudowaniu farmy PV - zmienia się to na ok. 10 000 zł za ten sam hektar, a więc 20 krotnie!
Zatem w czym problem?
Dziś mamy takie sytuacje, że do tych oddalonych, ubogich gmin przyjeżdżają i lokują się osoby z dużych miast. Kupują kilka arów działki z domkiem i zastrzegają, że w promieniu dziesięciu kilometrów nie może być żadnych inwestycji, często wprowadzają w błąd miejscowych i ich podburzają. Czasami zdarza się też, że jest rywalizacja i sąsiad sąsiada blokuje z zazdrości, że to nie na jego polu, bo to również dla właściciela wysokie dochody, wielokrotnie wyższe niż z uprawy tych bardzo słabych gleb.
Posiadają ku temu możliwości prawne?
Że tak powiem, mają zwłaszcza możliwości relacyjne, wobec organów czy mediów, gdy mówimy o tych jednostkach napływowych. Tak bym to nazwał. Zazwyczaj są to osoby pracujące wcześniej na wyższych i wpływowych stanowiskach – ktoś pracował w ministerstwie rolnictwa, ktoś na uniwersytecie, w zarządzie parku narodowego, ktoś inny w urzędzie wojewódzkim lub podległych jednostkach, itd.. Ich wpływy nadal są mocno ugruntowane, ponieważ te relacje z pracy, często przyjacielskie, nadal funkcjonują. Z tego względu, takie osoby potrafią, jeśli nie zablokować, to utrudnić i mocno przeciągnąć proces inwestycyjny w czasie. Trwa to wtedy latami. Czas mija, a inwestycja idzie do innego miejsca i służy rozwojowi tamtej społeczności, która jest mądrzejsza i korzysta z takiej okazji. Tym sposobem gmina, zamiast rozwoju i paru milinów rocznie wpływu z podatków, jest jeszcze biedniejsza i bardziej zmarginalizowana. Podkreślę też, że ci samorządowcy w wielu przypadkach nie mają mocnego umocowania, bo przykładowo dopiero rozpoczęli pierwszą kadencję. Wówczas jeszcze łatwiej ulegają wpływom i presji społecznej, bojąc się tzw. szumu i nagłośnienia np. w mediach lokalnych. Znam takie przykłady.
Jest jeszcze społeczność lokalna. Czy nie ma nic do powiedzenia?
Ta społeczność w większości nie wie o co chodzi, albo niedostatecznie to rozumie. Nie wie, że to jest dobre i słuszne zarówno w wymiarze makro jak i mikro – dla jego gminy i jego samego. Słyszy od kogoś, że coś jest złe, nie zna i nie rozumie też korzyści z tego płynących, więc na wszelki wypadek jest na nie. Taką mamy mentalność. Mieszkańcy tych gmin często nie mają w tych kwestiach zdania, a wpływowe i wykształcone osoby, mające relacje z mediami i urzędnikami, potrafią stworzyć taki klimat, w którym reszta boi się wychylić. Każdy, kto będzie miał inne zdanie, stanie się wrogiem, albo „zapewne jest przekupiony przez inwestora”. Ten strach i presja udziela się też urzędnikom i władzom gminnym.
Wytłumaczmy zatem, co zyskuje samorząd na takiej inwestycji?
Powiem przykład Powiatu Włodawskiego. Na przykładzie jednej gminy. Jeśli mieszka w niej ok. 1400 dorosłych osób, nie ma tam przemysłu, jest trochę lasów i gruntów V i VI klasy od których praktycznie nie ma podatku, to ta gmina za chwilę nie będzie miała racji bytu. Zostanie zlikwidowana i wchłonięta, ponieważ nie jest w stanie się utrzymać. Co powinna zrobić? Przyciągać inwestorów! Te inwestycje w odnawialne źródła energii są dla niej jak przysłowiowa, biblijna manna z nieba. Nie muszą nic robić, nie muszą inwestować, a jednie wydać pozytywne decyzje dla tych przedsięwzięć i potem naliczać należny podatek od inwestycji. Farmy fotowoltaiczne zajmują sporo miejsca, więc od tych hektarów podatek może być znaczący dla budżetu gminy. Idzie za tym konkurencyjność. Przykładowo, jeśli powstaje droga szybkiego ruchu, powstaje przy niej stacja paliw, obok lokują się przedsiębiorcy – restauracja, hotel, stacja obsługi.
Zatem jeśli te peryferyjne samorządy, ulokowane kilkaset kilometrów od źródła wytwarzania energii, chcą przyciągnąć inwestorów, to muszą udowodnić, że są otwarte na inwestycje, że mają grunty pod te inwestycje i że mają źródło taniej, zielonej i bezpiecznej energii.
Przykład Klastra Włodawskiego, gdzie zostało zrobione już bardzo wiele. Powstało tam kilkanaście MW farm fotowoltaicznych. Powstały dwie biogazownie. Miasto Włodawa otrzymało w ramach strategii rozwoju Klastra środki na zmianę ciepłowni opalanej miałem węglowym na biomasę. Ta inwestycja trwa, a w przyszłości ma na jej bazie powstać elektrociepłownia stabilizująca i bilansująca energetycznie ten ekosystem. Zatem wszystko się rozwija, ale jak się okazuje, diabeł tkwi w szczegółach, a właściwie w ludziach.
Czy klaster włodawski osiągnie, wypomnianą na początku, samowystarczalność?
Do tego dążymy. Strategia rozwoju klastra jest oparta o najbardziej innowacyjne rozwiązania, polegające na tym, że całość zapotrzebowania na energię będzie realizowana z własnych źródeł i w pełni zielonych. Zarządzanie i bilansowanie tym systemem będzie oparte o technologię blockchain, stosowaną przy szyfrowaniu kryptowalut, czy rozliczeń międzybankowych. Mówimy tu o pewnej automatyzacji procesów ale też o ich bezpieczeństwie. Właściwe zachowania zaś konsumentów energii w klastrze będą nagradzane.
Chodzi tu zatem zarówno o samowystarczalność, a nawet dodatkowo „eksport” nadwyżek ale też o racjonalną i zbilansowaną gospodarkę wytworzonym prądem. Każdy uczestnik klastra będzie miał podgląd online na profil produkcji oraz na profil konsumpcji tej energii. Słowem, będzie wiedział, kiedy ogólna konsumpcja przybliża się do poziomu produkcji, mając świadomość, że za chwilę możemy ten poziom konsumpcji przekroczyć. Wówczas będziemy musieli zakupić energię spoza naszego systemu, z zewnątrz i każdy, kto w tym momencie będzie używał „prądożernych urządzeń”, zamiast zrobić to później, będzie także świadomy, że to właśnie on zapłaci więcej za tą zużytą wówczas energię.
Zatem obieg w klasterze jest zamknięty, a jednak połączony z zewnętrznym dostawcą.
Tak, ale dążymy do profilu, kiedy mało kupujemy i dużo sprzedajemy. Idąc dalej, każdy, kto się do tego dostosuje i wygeneruje rezerwę produkcyjną, otrzyma bonusy w postaci zielonych tokenów, które będą uprawniały do, przykładowo, dziesięcioprocentowych rabatów podczas zakupów towarów i usług na terenie klastra. Za tym pójdą inne zmiany w świadomości społecznej.
Razem to ogromne wyzwanie ale i element budowania społeczeństwa obywatelskiego?
Tak to prawda i to na wielu płaszczyznach. Docelowo mieszkańcy obszaru Klastra są świadomymi uczestnikami tego procesu i biorą odpowiedzialność, za to co się dzieje w sakli miko i makro. Każdy obywatel, przedsiębiorca, jednostka samorządowa każdego dnia poprzez swoje decyzje i zachowania będą decydowali o efekcie ekologicznym i ekonomicznym zarówno dla całej społeczności w obszarze Klastra jak i indywidualnie dla siebie.
Kiedy możemy być świadkami takich procesów w klastrze włodawskim?
W 2015 roku wybudowaliśmy pierwsze farmy w Powiecie Włodawskim. W 2018 uzyskaliśmy certyfikację ministra energii. W kolejnych latach budowaliśmy następne jednostki wytwórcze. Zmiany władzy raz wspomagały zieloną transformację, innym razem ją opóźniały. Ale właśnie wojna na Ukrainie, wejście środków unijnych oraz KPO, spowodowały przyśpieszenie. Klaster włodawski zakłada, że docelowo ma być to całkowicie zielony powiat, łącznie z zielonym transportem, stacjami tankowania i zielnym transportem wodnym. Właśnie złożyliśmy projekt do konkursu dla projektów pilotażowych z KPO na inwestycje, w których od 10 do 20 klastrów zostanie częściowo sfinansowanych. W 2025 będą konkursy na magazyny energii i wytwarzanie wodoru – przygotowujemy się do nich. Na niektóre elementy wytwórcze przewidziane są preferencyjne pożyczki, magazyny i wodór mają być częściowo dotowane. Liczymy zatem, że za dwa-trzy lata wejdziemy w fazę realizacyjną tych kluczowych inwestycji domykających powstanie samowystarczalnego Klastra Włodawskiego.
Czy energia z OZE wpłynie na konkurencyjność samorządów?- rozmowa z Krzysztofem Szydłowskim
- 01.02.2025 11:09
- Źródło: redakcja
![Czy energia z OZE wpłynie na konkurencyjność samorządów?- rozmowa z Krzysztofem Szydłowskim Czy energia z OZE wpłynie na konkurencyjność samorządów?- rozmowa z Krzysztofem Szydłowskim](https://static2.panoramalubelska.pl/data/articles/xl-czy-energia-z-oze-wplynie-na-konkurencyjnosc-samorzadow-rozmowa-z-krzysztofem-szydlowskim-1738405605.jpg)
Źródło: Krzysztof Szydłowski
Komentarze