Reklama
piątek, 22 listopada 2024 15:39
Reklama

Polak w delegacji

Zasady delegowania pracowników określa unijna dyrektywa 96/71/WE z 1996 roku. W czerwcu 2015 roku siedem państw unijnych wystosowało do Komisji Europejskiej list, w którym stanowczo opowiedziały się za jej zmianą. Według nich prowadzi ona, między innymi, do dumpingu socjalnego. W 2016 roku KE zaproponowała reformę.
Polak w delegacji

Autor: bridgesward/pixabay.com

Temat powrócił przy okazji podróży francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona po krajach Europy Wschodniej, kiedy próbował namówić rządy do opowiedzenia się za zaostrzeniem przepisów. Macron na swojej trasie pominął Polskę, a 25 sierpnia w Bułgarii stwierdził, że nasz kraj „nie definiuje dzisiaj przyszłości Europy i nie będzie definiować Europy jutra”.

W całej Unii Europejskiej jest blisko 2 mln pracowników delegowanych, z czego prawie pół miliona to Polacy, więc zrozumiałe jest, że tocząca się dyskusja bardzo interesuje nasz kraj.

Jak jest

Zgodnie z unijną dyrektywą, pracownik delegowany to pracownik, którego pracodawca wysyła na pewien ograniczony okres do pracy w innym państwie członkowskim. Jednocześnie nadal podlega przepisom kraju, w którym mieści się siedziba jego firmy. Pracownik delegowany ma prawo do: otrzymania minimalnej stawki płacy kraju przyjmującego, maksymalnych okresów pracy i minimalnych okresów wypoczynku, minimalnego płatnego urlopu, bezpieczeństwa i ochrony w miejscu pracy, równego traktowania kobiet i mężczyzn. Zasady wynagradzania pracowników, w dużym skrócie, pozwalają zapłacić delegowanemu płacę minimalną kraju goszczącego, natomiast składki społeczne, zdrowotne i emerytalne odprowadzać według stawek polskich.

W Europie od lat obowiązuje niepisana zasada: do krajów Europy Wschodniej, słabiej rozwiniętych, płyną atrakcyjne towary, natomiast na zachód z naszego regionu – niedroga, lecz solidna siła robocza. Dariusz Jodłowski, prezes Pracodawców Lubelszczyzny „Lewiatan” zwraca uwagę, iż właśnie to daje nam szansę na dogonienie rozwiniętych gospodarek: – Polski przedsiębiorca dysponuje trzykrotnie mniejszym kapitałem na jednego pracownika niż niemiecki. W sytuacji tak dużej dysproporcji kapitału my, dla zachowania konkurencyjności, musimy dysponować jakimiś dużymi atutami. Tym atutem jest tańsza siła robocza.

Lubelszczyzna nie wyróżnia się na tle innych województw pod względem liczby pracowników wysyłanych za granicę. Nadal pozostajemy regionem rolniczym, jednak z pewnością wschodnia Polska korzysta z otwartego rynku pracy. Sporo u nas kierowców i firm transportowych, a, jak pokażemy w dalszej części tekstu, ta grupa jest szczególnie zainteresowana dyskusją nad nowymi przepisami.

Jak będzie

Co zakłada projekt Komisji Europejskiej? Najważniejszą zmianą jest kwestia wynagrodzenia. Pracownik delegowany miałby otrzymać nie pensję minimalną, jak dotąd, ale taką samą jak lokalny pracownik. Już na początku swojej kadencji Jean-Claude Juncker, szef KE, ogłosił zasadę „równa płaca za tę sama pracę w tym samym miejscu”. Wysyłanemu za granicę pracownikowi mają przysługiwać wszystkie dodatki i premie, obowiązujące w danych układach zawodowych i sektorach. Agnieszka Gąsior-Mazur, prezes Lubelskiego Klubu Biznesu wyjaśnia: – Nowe zasady delegowania pracowników opierają się na zasadzie stosowania lokalnego prawa pracy właściwego dla miejsca wykonywania pracy. Przykładowo, polski pracownik oddelegowany od Niemiec, ma podlegać niemieckiemu prawu pracy. Oznacza to, między innymi, niemiecki wymiar urlopu i czasu pracy oraz niemiecki system wynagradzania.

Przeważają opinie, że nowe zasady zniszczą przewagę polskich pracodawców na Zachodzie, gdyż będą musieli oni ponosić o wiele większe koszty niż dotychczas. Przeanalizujmy zasady wynagradzania, obowiązujące w sektorze budowlanym w Belgii. Tam w układzie zbiorowym przewidziane są różnego rodzaju dodatki: za złą pogodę, za narzędzia, czy dodatek za mobilność. Oprócz tych wszystkich świadczeń polski pracodawca poniesie jeszcze oczywiście szereg kosztów związanych z samym procesem delegowania. Dariusz Jodłowski zwraca uwagę: – Polski przedsiębiorca musi dodatkowo pokryć na przykład koszty zakwaterowania i transportu. I tak dysponujemy mniejszym od zachodnich pracodawców kapitałem, a te zmiany mogą spowodować, że będziemy musieli pożyczać pieniądze. To może być zabójcze dla naszej konkurencyjności.

Choć orędownicy nowelizacji przekonują, że ma ona służyć sprawiedliwości i równości, to polscy przedsiębiorcy mają do tego zgoła odmienne podejście. Zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, prezesa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, proponowana nowelizacja służy głównie krajom zachodnim, które w administracyjny sposób chcą zniwelować przewagę polskich przedsiębiorców: – Wydaje mi się, że Zachód przyzwyczaił się do modelu wschodniego Europejczyka z lat 90., który po traumie komunizmu z zachwytem patrzy na wszystkie zachodnie wynalazki i pieniądze. Nie traktują nas jako równorzędnego partnera i zakładają, że za pieniądze zaakceptujemy wszystko.

Dużą część pracowników delegowanych stanowią kierowcy, świadczący usługi transportowe. Ta branża wytwarza 10 procent naszego krajowego PKB i jest bardzo ważna dla Lubelszczyzny. Zwłaszcza w regionie Międzyrzeca, swoje siedziby ma wiele przedsiębiorstw. Przeważają opinie, że na nowelizacji straci wiele firm tego potężnego w naszym kraju sektora, a tym samym istotnie zachwiana zostanie zasada swobodnego przepływu towarów i usług. Piotr Rakowski, dyrektor firmy Pol Inowex wskazuje: – Kraje Europy Środkowo-Wschodniej zdominowały branże usługowe. Z tego co wiem, około 25 procent przewozów na terenie Unii Europejskiej realizowanych jest przez polskie firmy. Pomysły Komisji Europejskiej zachwieją naszą przewagę. A pracownicy być może zyskają szansę na większy zarobek, ale tak naprawdę sporo z nich straci pracę, bo pracodawcy będą zmuszeni ciąć koszty.

Tym bardziej, że wcale nie jest pewne, iż poprzez nowelizację polscy kierowcy automatycznie zyskają wyższe płace. Dariusz Jodłowski twierdzi, iż pracodawca świadczący usługi transportu międzynarodowego będzie miał olbrzymi problem, żeby uczciwie stosować się do takiej dyrektywy. Nieścisła wydaje się między innymi kwestia zarobków: pensję którego kraju powinien zarabiać kierowca, przejeżdżający przez kilka państw? A może kilku, w zależności od tego, przez który akurat przejeżdża? – Poza tym – mówi Jodłowski – powstaje pewien paradoks. Załóżmy, że jeden kierowca jedzie do Bułgarii albo Rumunii, a inny do Hiszpanii. Może się okazać, że ten drugi, podróżujący w lepszych warunkach, do bardziej cywilizowanego kraju, zarobi więcej od kolegi, który będzie musiał jechać w gorszych warunkach i wykonywać cięższą pracę. Gdzie tu sprawiedliwość?

Kolejną dyskutowaną kwestią jest okres delegowania. Zgodnie z pomysłem Komisji Europejskiej, powinien on zostać skrócony. Po upływie 24 miesięcy delegowany pracownik ma być w pełni objęty przez prawo pracy kraju goszczącego. Prezydent Francji, Emmanuel Macron, chce natomiast ograniczenia okresu delegowania do sześciu miesięcy.

Stanowisko rządu

Premier Beata Szydło 19 września, podczas spotkania z premierem Estonii powiedziała, że proponowane przez Komisję Europejską zmiany są nie do przyjęcia, zaś cały czas strona polska oczekuje kompromisu. Szefowa rządu przypomniała także, że spójne stanowisko w tej sprawie jeszcze przed wakacjami zajęła Grupa Wyszehradzka.

Swój punkt widzenia w sprawie delegowania pracowników rząd wyraził już w zeszłym roku, kiedy zainicjował zbieranie podpisów pod „żółtą kartą” dla Komisji Europejskiej. Ta, pomimo sprzeciwu 11 państw, podtrzymała jednak projekt.

Stanowisko związków zawodowych

A jak do proponowanej nowelizacji unijnej dyrektywy odnoszą się związki zawodowe, mające reprezentować interesy pracowników? We wspólnym oświadczeniu Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, „Solidarności” i Forum Związków Zawodowych czytamy:

„Popieramy (…) ideę równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy. (…) Wprowadzenie maksymalnego okresu delegowania jest niezbędne dla zapewnienia przejrzystości samego pojęcia delegowania. W szczególności pozwoli to na uświadomienie przedsiębiorcom, że zapisy dyrektywy 96/71/WE wprowadzają jedynie wyjątek od zasady równego traktowania w państwie przyjmującym, który musi podlegać określonym ograniczeniom. (…) Zaproponowane zmiany w Dyrektywie mogą nakłonić polskich przedsiębiorców do odchodzenia od konkurowania za granicą wyłącznie przy wykorzystaniu przewagi komparatywnej wynikającej z niższych kosztów pracy i szukania bardziej innowacyjnych ścieżek prowadzenia działalności. W wymiarze długookresowym będzie to zmiana pozytywnie wpływająca na możliwości rozwoju pracowników i zdolność polskiej gospodarki do przesunięcia się w górę łańcucha wartości dodanej”.

Zatem, polscy pracodawcy i rząd są przeciwni nowelizacji dyrektywy, zaś organizacje pracownicze ją popierają. Każda ze stron (choć trochę smuci ta polaryzacja) ma swoje racje...


Podziel się
Oceń

Komentarze