Może na początek powiedzmy naszym czytelnikom, czym jest organizacja BNI Fortuna?
BNI to organizacja, obecna na całym świecie, zrzeszająca firmy współpracujące ze sobą w biznesie. Lubelski oddział, BNI Fortuna, zrzesza obecnie ponad 35 lokalnych przedsiębiorców, którzy pomagają sobie wzajemnie. Pomoc polega na tym, że wzajemnie polecamy członków z naszej organizacji, bo wiemy, że są rzetelni i uczciwi. Jest u nas całe spectrum zawodów i każdy znajdzie usługi, której szuka. Ciągle dołączają nowe firmy, bo widzą biznesową wartość tego przedsięwzięcia. Działamy skutecznie i konkretnie. Generujemy spore obroty – około 2 milionów złotych w tym roku. Nie bierzemy jednak żadnych prowizji – poprzez rekomendacje niejako wnosimy do organizacji swój wizerunek i wszystko musi być przejrzyste. Oczywiście płacimy składki, a w ich obrębie organizujemy na przykład szkolenia dla naszych członków. Są to szkolenia z zakresu autoprezentacji czy kreowania wizerunku – chodzi o to, aby każdy potrafił na jakimś spotkaniu biznesowym w kliku słowach atrakcyjnie przedstawić swoją działalność i ofertę.
Cenne jest to, że nie tworzymy wokół siebie żadnych konkurencji – w grupie zawsze jest jeden przedstawiciel danej branży.
Na przykład, ja reprezentuję branżę budowlaną i tworzę taką podgrupę, budowlany team. Wśród nas jest firma wykonawcza, pracownia architektoniczna czy firmy zajmujące się stolarką okienną i drzwiową, ogrodzeniami czy chociażby izolacjami. Gdy mam jakieś zlecenie, to my, w obrębie takiego teamu, świadczymy kompleksowo całą usługę – od rozpoczęcia budowy aż po przekazanie kluczy. Te podgrupy świadczą wyspecjalizowane usługi branżowe.
Ze względu na obsadzone już niektóre branże w naszej grupie ostatnio powstała nowa grupa (BNI VICTORIA), a dotyczy to sytuacji, gdy dołącza do nas inny przedstawiciel tego samego segmentu usług.
Jakie warunki trzeba spełnić, by zostać tym „jedynym”?
Szczegółowo weryfikujemy potencjalnych członków. Sprawdzamy historię firmy i pytamy klientów, którzy korzystali z jej usług. To nie jest tak, że ktoś do nas przychodzi, mówi „Chcę być w waszych szeregach, wpłacam składkę” i my go przyjmujemy. Nie, my musimy wszystko sprawdzić. Jeśli renoma firmy potwierdza się, to zapraszamy ją do siebie i przekazujemy jej członkostwo.
Podstawową zasadą grupy BNI jest „Givers Gain” – dający dostaje. Jeżeli „dam” biznes członkom mojej grupy, to oni też będą chcieli dać biznes mnie. Kluczowe są tutaj właśnie wzajemne rekomendacje.
W naszej grupie niemożliwe jest zastąpienie jednej firmy inną. Ktoś, kto przeszedł weryfikację i jest aktywny, nie może być usunięty, chyba, że nie spełnia tych podstawowych kryteriów. Nie usuwamy z Grupy kogoś tylko dlatego, że ktoś inny może być hipotetycznie lepszy. Jeżeli doświadczenie pokazuje, ze ktoś jest rzetelny i można na nim polegać – to w dalszym ciągu ma pewne miejsce w naszych szeregach.
Pomimo dużego potencjału, Lubelszczyzna nadal nie jest łatwym terenem dla przedsiębiorców. Jaka jest kondycja lubelskiego biznesu? Warto tu inwestować?
Zdecydowanie, jest wiele nisz do „zasiedlenia”. Oczywiście cały czas mamy świadomość, że jesteśmy ścianą wschodnią. Niestety, największe inwestycje kapitałowe dotyczą szeroko pojętego handlu. Na szczęście powstają różne strefy ekonomiczne, pojawiają się start-upy z nowymi technologiami. Rozwijamy się jako region w zakresie biznesu, ale, w porównaniu z centralną lub zachodnią Polską, można powiedzieć, że u nas to dopiero początek. Natomiast potencjał jest tu olbrzymi, tworzymy nowe rodzaje biznesu, ulepszamy także współpracę w zakresie rozmaitych usług. Warto u nas inwestować, dowodem na to jest wiele firm, które przyłączają się do naszych stref. Poza tym, nareszcie mamy niezłą infrastrukturę drogową, poczyniliśmy w tej materii duże postępy w ostatnich latach, a dobre drogi to podstawa do planowania, logistyki i biznesu.
Skoro mowa o drogach: jest Pan nie tylko przedsiębiorcą, ale i podróżnikiem.
O, tak. I mógłbym mówić o tym godzinami, więc wszedł Pan na „niebezpieczne tereny” (śmiech). Często organizuję wyprawy z rodziną lub ze znajomymi, na minimum miesiąc lub półtora. Jeździmy w te nieznane regiony świata, gdzie przyroda jest nienaruszona, lubimy odkrywać.
W mojej firmie nie narzekamy na brak pracy, ale każdy wyjazd planuję minimum rok wcześniej. Przed wyjazdami wszystko mam dopięte na ostatni guzik i może dlatego wszystko działa prawidłowo, pomimo mojej nieobecności. Jeśli chodzi o kierunki moich wypraw, to można powiedzieć, że są dwa: głęboka północ i dalekie południe. Prawdopodobnie genetycznie jestem Skandynawem, w ogóle miłośnikiem północy, mam ją we krwi. Ciężko znoszę temperatury powyżej 24 stopni. Byłem w wielu miejscach na świecie i zdecydowanie wolę te chłodniejsze. Ponadto, mam sporo ze skandynawskiej mentalności. Imponuje mi ich poczucie estetyki i ergonomia, prostota oraz rzetelność i bezpośredniość kontaktów międzyludzkich.
Czy Polska ma szansę stać się na przykład „drugą Norwegią”? Mam na myśli gospodarkę, podejście do wielu spraw, stosunki międzyludzkie.
Absolutnie, wierzę w Polaków! Ja staram się wprowadzać w swojej firmie wiele takich „skandynawskich” rozwiązań.
W budownictwie są dwie strony: inwestor i wykonawca. Pierwsze kroki w branży stawiałem w architektonicznym biurze projektowym jako konstruktor, z racji inżynierskiego wykształcenia. W pewnym momencie postanowiłem przejść na tę pozornie gorszą, mniej prestiżową stronę - wykonawczą. Szanuję oba zawody, a w tym drugim widzę niesamowitą wartość: to, jak zmaterializujesz kreskę naniesioną przez architekta, jest miarą twojej solidności. Jestem „człowiekiem manualnym”, lubię pracować, także fizycznie, na budowie - daje mi to odskocznię psychiczną od tego, co w dokumentach. Kocham budownictwo i, gdy robię coś sam, to mam wtedy osobiste baczenie na całość prac. Oddając inwestycję, mam świadomość, że jest to zrobione dobrze, że sam miałem w tym udział.
Zebrałem przez te wszystkie lata dużo rekomendacji, ludzie widzą, że wszystko działa. Staram się utrzymywać dobre relacje i tutaj znów wracamy do Skandynawii – tam relacje międzyludzkie i wzajemny stosunek ludzi do siebie jest świetny. Staram się postępować tak samo – po zakończeniu inwestycji utrzymuję kontakty z klientami, pytam jak się mieszka, co słychać – dzięki temu wiem, jak się sprawuje to, co stworzyłem. Relacje wykonawca - inwestor są niezmiernie ważne. Staram się, by były koleżeńskie, serdeczne.
Rozmawiając z inwestorami, zawsze mówię im o alternatywach – mogę zasugerować jakieś rozwiązanie, ale decyzja należy do nich. Przedstawiam zawsze kilka propozycji, dotyczących np. ergonomii. Skandynawia jest doskonałym wzorem – mamy tam prostotę konstrukcji, która wynika ze skromności.
Czy to znaczy, że Polacy jej nie mają?
Największym problemem budownictwa w Polsce jest to, że... nie budujemy dla siebie. Taką mamy mentalność – najważniejsze, żeby dom imponował sąsiadowi, nawet kosztem naszej niewygody. To taka nasza bolączka.
W Skandynawii jest nie do pomyślenia, żeby dawać komuś do zrozumienia, że jest się lepszym. Tam nie narusza się spokoju sąsiada, który mógłby poczuć się niekomfortowo. A my budujemy domy trudne i drogie w utrzymaniu, a potem często narzekamy, że niełatwo je sprzedać.
W efekcie wszyscy są niezadowoleni – sąsiad, bo ma za rogiem „nowobogackiego”, a my, bo jest nam jest niewygodnie. U nas, szczególnie w latach 80. ubiegłego wieku, ludzie byli życzliwi i pomocni. Później zaczęła postępować taka degradacja stosunków międzyludzkich.
Weźmy przykład ze Skandynawów - budujmy dla siebie i… szanujmy się! Pomagajmy sobie, bo dobro powraca!
rozmawiał Michał Ciężak
zdjęcia: archiwum Krzysztofa Janiszewskiego
Krzysztof Janiszewski – prezes Grupy BNI Fortuna (BNI, z ang. Business Network International), właściciel Zakładu Robót Remontowo-Budowalnych. Laureat prestiżowego wyróżnienia dla Najlepszego Sponsora Lubelszczyzny 2015 na gali organizowanej przez Giełdę Eventóv i Urząd Marszałkowski w Lublinie.
Komentarze