Reklama
piątek, 22 listopada 2024 07:10
Reklama

Ekspert KUL: Turyści powodziowi i ich fake newsy

  • Źródło: rzecznik prasowy KUL
Ekspert KUL: Turyści powodziowi i ich fake newsy

Źródło: rzecznik prasowy KUL



Źródłem kontrowersyjnego zjawiska tzw. „turystyki powodziowej" jest poszukiwanie sensacji, silnych emocji i chęć pochwalenia się nagraniami video oraz zdjęciami w social mediach – mówi socjolog dr hab. Robert Szwed z Instytutu Socjologii KUL. I przestrzega, aby w tak kryzysowej sytuacji jak powódź nie ulegać fake newsom i ich nie produkować.

Od kilku dni mieszkańcy województw: dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego oraz ratownicy walczą z powodzią, która niszczy dorobek życia tysięcy ludzi. Polacy gremialnie ruszyli z pomocą rzeczową i finansową dla powodzian. Ale powódź oprócz solidarności i wzajemnego wsparcia uaktywniła także inne zjawisko – „turystki klęskowej", zwanej też „turystyką powodziową". Gapie – często z dziećmi – przyjeżdżają na wały powodziowe czy do zalanych miejscowości, aby „poczuć ten klimat" i nagrać film lub relację na social media. Odbywa się to mimo bardzo dosłownych ostrzeżeń władz państwa, że jest to po pierwsze niebezpieczne, po drugie przeszkadza służbom w pracy.
Zdaniem dr. hab. Roberta Szweda „turystyka powodziowa" jest częścią szerszego fenomenu
makabrycznych i kontrowersyjnych zachowań obserwowanych od wielu lat.

– Ludzie chcą być świadkami wydarzeń katastrofalnych, strasznych, których mogą doświadczyć, a potem opowiedzieć o nich swoim znajomym. Przyczyną tego typu zachowań jest przede wszystkim chęć poszukiwania sensacji – uważa ekspert KUL. Obecność w miejscach tragedii dostarcza ekstremalnych doznań i emocji związanych z byciem świadkiem historii. Nie jest to nowe zjawisko, bo tego typu podróże – choćby do Czarnobyla – odbywają się od lat.

W przypadku powodzi, z którą mamy obecnie do czynienia, jest ono niebezpieczne, ponieważ
żywioł cały czas stanowi zagrożenie, a „turyści powodziowi" swoją obecnością czy blokowaniem dróg utrudniają walkę ze skutkami powodzi. Przebywając na brzegach rzek i wałach, narażają też na niebezpieczeństwo samych siebie.

– Nie jesteśmy w stanie przekonać tych, którzy potrzebują tego rodzaju wrażeń, żeby tego nie robili. Z ich perspektywy jest to niegroźne, chcą być tylko obserwatorami. Wytłumaczenia należałoby szukać w psychologii osobowości, w tym, jacy jesteśmy – uważa dr hab. Robert Szwed. I dodaje: – To, co kontrowersyjne, makabryczne, jest nieustannie obecne w kulturze, i to nie tylko polskiej. W kulturze przesyconej sensacjami i katastrofami serwowanymi nieustannie przez media. Dlatego niewielka grupa ludzi wybiera taką – jakkolwiek dziwnie i obco to brzmi – formę spędzania wolnego czasu.

Często „turyści powodziowi" poprzez swoje nagrania z miejsca klęski żywiołowej tworzą fake newsy. Dlatego dr hab. Robert Szwed zaleca, aby szukając rzetelnych informacji, opierać się na oficjalnych komunikatach, a nie fragmentarycznych nagraniach „z miejsca", plotkach czy domysłach. – Przypadkowy obserwator może nie rozumieć, co się dzieje podczas akcji ratowniczej. Działania pomocowe w przypadku powodzi są bardzo skomplikowane, angażują wiele służb. Wyrywkowe spojrzenie zawsze może prowadzić do manipulacji, przeinaczeń. Dlatego właśnie należy zaufać tym, którzy taką akcję prowadzą, czyli straży pożarnej, wojsku, policji, osobom, które mają doświadczenie i najlepszy ogląd sytuacji. Na oceny i interpretacje przyjdzie czas później – mówi dr hab. Robert Szwed.

 


Podziel się
Oceń

Komentarze