Niewielkie formatem, mocne w rysunku, urzekające świeżością barw, perfekcyjnie opisujące naturę – tak w kilku słowach moglibyśmy określić pejzaże Pawła Kotowicza. Ale czy to dążenie do syntetycznej charakterystyki nie gubi całej poezji świata zapisanej na płótnach krakowskiego malarza? Jego małe poematy o wiejskich zagrodach, wyniosłych horyzontach pól, o spienionych bałtyckich falach i melodyjności toskańskich cyprysów, zapisane szybkim gestem pędzla, mówią o artyście niezwykle wrażliwym na zmienność otaczającego świata.
Jest w tych obrazach zapisana bardzo mocno tradycja młodopolska, ta właśnie rozpoczęta przez Jana Stanisławskiego i jego uczniów, którzy opuszczali chętnie mury krakowskiej uczelni i wyruszali ze sztalugami w pejzaż, poszukując malowniczości w najbardziej banalnych, jak wydawać by się mogło, elementach natury. Ale ta banalność, ten motyw najprostszy, codzienny, okazywał się nośnikiem najgłębszych artystycznych wzruszeń, o tonie nieco nostalgicznym ale równocześnie przecież wzniosłym, wybrzmiewającym na obrazie jak hymn pochwalny na cześć dzieła stworzenia.
Paweł Kotowicz jest z tej samej gliny ulepiony, malarz cichy, skupiony, owładnięty potrzebą nieustannej wędrówki w poszukiwaniu skromnego piękna, zmiennej aury, naturalnego porządku świata.
Polska wieś to malwy, zmurszałe obwisłe okiennice u okien chłopskich chałup, zagroda z rozsianymi jak barwne kwiaty kurami, świat, który bezpowrotnie przemija, ale wciąż jednak jego istnienie tli się gdzieś, gdzie coraz trudniej jest nam przystanąć. Jaśliska, Zaborek, Kamion, Glichów tam właśnie artysta znajduje motywy do swoich obrazów, zanurza się w naturę, daje się jej zniewolić i oczarować. A podjęty temat staje się na obrazie dziełem sztuki, gdy wrażliwość artysty przetworzy go według własnej wizji, zbliży kadr, podniesie horyzont, wydobędzie grę światłocienia. Paweł Kotowicz tak nieznacznie ingeruje w zastany motyw a jednak świat na jego obrazach jest jakby odświętny, zaczarowany kolorem i światłem, pociągający dla nas w każdym detalu.
Spotkanie żywiołów nieba i ziemi ma swoje theatrum na rozległych polach, w które wrzynają się koleiny dróg, skłębione obłoki nisko przesuwają się nad horyzontem, zieleń łąk zastyga w promieniach słońca. Cisza, pustka. W swych pejzażowych wędrówkach, Kotowicz nie spotyka człowieka, staje sam w obliczu natury, mierzy się z nią poza wymiarem codzienności, daje obraz świata, który trwa w niezmiennym porządku boskiej kreacji.
Takie są też mariny artysty, skupione na rytmie fal i nieustannych zmianach konfiguracji chmur. Motywy z polskiego wybrzeża i z Bornholmu, obrazują Bałtyk obmywający spienioną wodą przybrzeżne głazy, które mienią się w słońcu bogatą gamą kolorów, morze raz spokojne, innym razem wzburzone, gdzie nieboskłon wymyka się poza kadr obrazu. Samotne grzywacze fal podbarwiane promieniami słońca, ze stalowo szarych, stają się seledynowe, ulotne, niemal przeźroczyste. Kiedy uwaga artysty kieruje się ku niebu, na którym rozgrywa się nieustanny taniec obłoków gnanych wiatrem, wtedy linia horyzontu obniża się tak znacznie, że morze kurczy się do wąskiej kreski w dole obrazu.
Każdy element nieboskłonu jest tak bogaty w formie i barwie, że staje się poematem, dlatego też warty jest uwiecznienia na obrazie w każdej swojej metamorfozie. Stąd bogata seria bałtyckich nieb, o głębokim błękicie w pełni dnia i różowiejących przy zachodzącym słońcu, ale też niknących w srebrzystym, mgielnym oparze podnoszącym się znad horyzontu.
Paweł Kotowicz nie zatrzymuje się w swoim podróżowaniu jedynie na tematach rodzimych. Szczególnie bliska jego artystycznym wyborom jest Toskania, której motywy wciąż odżywają w jego malarstwie. Wspaniały plener w Pino koło Certaldo, w którym uczestniczył kilka lat temu, do dnia dzisiejszego owocuje znakomitymi studiami zarówno tamtejszego pejzażu, jak i architektury. Toskania Kotowicza zniewala swym urokiem, poetyką strzelistych cyprysów, ciepłą tonacją kamiennych murów starych domostw. Zawsze przyciągała uwagę malarzy miasteczkami wieńczącymi szczyty wzgórz, tą idealną harmonią wpisującą bryły architektoniczne w naturę, rozgrywającą się na nich grę świateł i cieni, rozłożenie w odpowiednim balansie barw pomiędzy błękitem nieba a zielenią soczystej roślinności. Artysta maluje, przystając w swoim wędrowaniu, stąd tytuły obrazów z powtórzeniem słów „w drodze do...”, tak jak w pięknym pejzażu „W drodze do Arezzo”.
Paweł Kotowicz (ur. 1968) to nie tylko wytrawny pejzażysta, ale również malarz martwych natur i portretów. Absolwent krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, Wydziału Grafiki, wielokrotnie nagradzany i wyróżniany, uczestniczył w przeszło pięćdziesięciu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, autor 36 wystaw indywidualnych. W maju tego roku odbyła się jego wystawa „Światłem malowane” w Galerii Autorskiej Bronisława Chromego w Krakowie. Można było na niej zobaczyć wiele wspomnianych powyżej znakomitych studiów pejzażowych.
opis: Zofia Weiss-Nowina Konopka
zdjęcia: Galeria Wirydarz
Komentarze