środa, 16 października 2024 16:13
Reklama

Trzy pytania do...Jacka Saryusza Wolskiego

Dzisiaj prezentujemy kandydata do Parlamentu Europejskiego z numerem 2 na liście Prawa i Sprawiedliwości.
  • Źródło: redakcja
Trzy pytania do...Jacka Saryusza Wolskiego

Źródło: Biuro posła do PE Jacka Saryusza Wolskiego

Jest Pan jednym z negocjatorów członkostwa Polski w Unii Europejskiej, a od 2004 roku nieprzerwanie zasiada w Parlamencie Europejskim. Trudno o większe doświadczenie. Jak z Pana perspektywy zmieniała się Unia Europejska na przestrzeni tych lat?
Zacząłbym przede wszystkim od tego, że UE z 2004, do której wchodziliśmy, oraz ta z 2024, w której jesteśmy, to są dwie całkiem różne różne Unie. A wiem co mówię, bo wprowadzałem Polskę do Unii Europejskiej, negocjując przez osiem lat, jako minister ds. europejskich, stowarzyszenie i akcesję Polski do UE, i wiem dobrze co nam się należy i jakie mamy prawa. Przez dwadzieścia lat broniłem polskich interesów w Parlamencie Europejskim. Ostatnio przez cztery lata negocjowałem sprawy zmian Traktatów UE, zmian, które zagrażają polskiej suwerenności i niepodległości. A jesteśmy dopiero w połowie drogi. Druga część negocjacji przed nami. Chciałbym kontynuować tę moją walkę w nowej kadencji PE.

Najważniejsze jest to, aby to Państwa Członkowskie decydowały o swoim losie i o kierunku w jakim UE zmierza oraz o stopniu integracji, a tak nie jest. Niestety w ostatnich latach obserwujemy wzmożenie aktywności sił politycznych mających na celu doprowadzenie do przejęcia i centralizacji władzy w Unii. Partie głównego unijnego nurtu politycznego, do którego z Polski należą PO, PSL, Polska 2050 i Lewica, inspirując się „słynnym” Manifestem z Ventotene, napisanym przez włoskiego komunistę Spinellego, dążą do masowego transferu kompetencji z poziomu krajowego na poziom unijny, oraz prawie powszechnej likwidacji prawa weta, a tym samym zmierzają do stworzenia europejskiego superpaństwa, w miejsce UE jako wspólnoty suwerennych państw.
Równie niepokojąca jest różnica w funkcjonowaniu instytucji unijnych, w relacjach pomiędzy instytucjami, a Państwami Członkowskimi, oraz w samym procesie decyzyjnym. Kiedy wchodziliśmy do Unii, instytucje europejskie, tj. Komisja i TSUE umiały bronić małych i średnich krajów członkowskich przed dominacja największych państw, a także strzec Traktatów. Tymczasem odrzucenie Traktatu Konstytucyjnego przez Francję i Holandię zmotywowało środowiska centralistyczne do realizowania swojego projektu pozatraktatwowo, poprzez tzw. pełzające zawłaszczenie kompetencji, naciąganie, omijanie i wręcz gwałcenie Traktatów.
Od tego momentu zaczęło się dyscyplinowanie i sankcjonowanie Państw Członkowskich, które walczą o swoje prawa, sprzeciwiając się „jedynej słusznej linii” wyznaczonej przez Brukselę, Berlin i Paryż.
Sprowadza się to do tego, że większość Państw Członkowskich jest stopniowo pozbawianych kontroli nad swoim losem i wyznaczaniem kierunku rozwoju UE. Natomiast w samej UE na porządku dziennym jest przyzwolenie na przemoc instytucjonalną, prawną i finansową, stosowanie szantażu politycznego oraz ekonomicznego, oraz tuszowanie afer i nadużyć w instytucjach.
Polska odczuła to na własnym przykładzie, kiedy od 2015 r. rząd Prawa i Sprawiedliwości stał się celem zaciekłych ataków ze strony oligarchicznych sił głównego unijnego nurtu. Uczestnicząc w odsunięciu niepokornego rządu od władzy, Bruksela stworzyła wysoce niebezpieczny precedens. Kiedy przystępowaliśmy do UE, funkcjonowanie Unii było oparte na dialogu, współpracy i poszukiwaniu konsensusu. Dzisiaj natomiast dominuje logika siły - Komisja i TSUE otwarcie ingerują w wyłączne kompetencje Państw Członkowskich, aby bezprawnie wymusić na nich zmiany, łamiąc tym samym podstawowe zasady traktatowe: przyznania, pomocniczości, proporcjonalności i bliskości, zawarte w artykułach 4,5 i 10 Traktatu UE.

Jakie wyzwania stoją przed europarlamentarzystami w nowej kadencji?

Nadchodząca kadencja będzie kluczowa nie tylko dla przyszłości Unii Europejskiej, ale przede wszystkim dla Polski.  Te wybory mogą być przełomowe i w przypadku wygranej centralistycznych sił tzw. głównego nurtu polska suwerenność a także niepodległość mogą zostać poważnie zagrożone.
Przeszło stustronicowy Raport PE dot. zmiany Traktatów, tzw. Raport Verhofstadta, przegłosowany w listopadzie 2023r. na sesji plenarnej w Strasburgu, którego byłem negocjatorem i kontr-sprawozdawcą, zawiera plan polegający na masowym transferze kompetencji z poziomu państw narodowych na poziom unijny, na prawie powszechnym obaleniu prawa weta. Oznacza to że rolę suwerennego państwa zacznie pełnić owo nowe unijne superpaństwo - ta neoUnia, a państwa członkowskie zostaną zredukowane do roli regionów, województw, landów, jakkolwiek tego by nie nazwać. W planie jest odwrócenie o 180 stopni zasady przyznania, zawartej w artykule piątym obowiązującego traktatu, który mówi, że Unia ma tylko takie i tylko tyle kompetencji, ile państwa członkowskie w traktatach zechcą jej przyznać. Natomiast ta nowa konstrukcja mówi o tym, że to państwa członkowskie mają mieć takie i tyle kompetencji, ile to ta neo-Unia zechce im przyznać. Stracilibyśmy wpływ na własne życie- Polacy nie mogliby decydować o kluczowych sprawach społecznych, gospodarczych, bezpieczeństwa, tylko ktoś z zewnątrz.  Ci, którzy uważają, że to nie ma znaczenia, bo będziemy i tak Europejczykami, powinni sobie zadać pytanie, komu miałoby zależeć na tym, żeby dbać o interesy Polski: niech pomyślą, dlaczego kiedyś nasi przodkowie walczyli z rozbiorami, w powstaniach, nie chcieli żyć pod sowiecką, ani niemiecką okupacją, bo choć w innej rzeczywistości, w innych przebraniach, grozi nam podobne ograniczenie wolności i samostanowienia, inna forma rozbiorów. Kto inny miałby decydować o naszej armii, granicach, finansach, cenach, walucie, pensjach, emeryturach, wiatrakach, benzynie, zdrowiu, domach, nauczaniu naszych dzieci i wielu innych sprawach.
Nie byłoby już Polski jako państwa, pozostałaby Polska tylko z nazwy, zredukowana do pozycji regionu, zależnego od woli Brukseli i stojącego za nią hegemona, niemiecko-francuskiego dyrektoriatu.
Dlatego, jeśli obywatele województwa Lubelskiego obdarzą mnie swoim zaufaniem i powierzą mi mandat do PE,  chcę kontynuować moją walkę przeciw zmianie Traktatów, przeciw budowie superpaństwa, w obronie UE jako wspólnoty suwerennych państw, Europy Ojczyzn.. W Traktatach bowiem biorą początek wszystkie złe unijne polityki, takie jak: klimatyczna w postaci Zielonego Ładu, zagrażająca polskiemu rolnictwu, migracyjna i graniczna, zagrażające naszemu bezpieczeństwu , rolna polityka handlowa grożąca zalewem żywności z Ukrainy, itp. Chcę bronić polskiej suwerenności i polskiej racji stanu. 

Dlaczego kandyduje Pan z lubelskiego? Czy ma Pan jakieś związki z naszym regionem?

Bo los tak chciał, a tu mocno biją polskie serca, ziemia jest piękna a  ludzie dobrzy i patriotyczni. Nie mówiąc o wspaniałych krajobrazach i lubelskich smakach. Ziemia Lubelska jest mi także bliska, bo losy mojego przodka, Floriana Szarego, skąd „Saryusz” w moim nazwisku i jego potomków, związane były z Zamojszczyzną, a nasz herb „Jelita” widnieje w godle Zamościa oraz znajduje się w kościele w Zwierzyńcu.


Byłbym niezmiernie dumny mogąc reprezentować ten wspaniały region w PE. Dzięki licznym rozmowom odbytym z mieszkańcami Lubelszczyzny przekonałem się, że będąc tak ciężko doświadczonymi przez historię, żywo pamiętają i czują czym jest polskość i walka o jej zachowanie. A mój program wyborczy to „Żeby Polska była Polską w Unii Europejskiej”, co wyśpiewał Mistrz Jan Pietrzak, który specjalnie przyjechał z koncertem do Lublina, żeby mi udzielić, jak powiedział w LCK na Grottgera, „wokalnego poparcia”.
Ludzie, których tu spotykam na kampanijnym szlaku, wzdłuż i wszerz Lubelszczyzny, wyznają zakorzenione tradycyjne polskie wartości i nie wahają się, by stanąć w ich obronie. Kościoły są pełne ludzi, a oni są autentyczni, szczerzy i prostolinijni. Mogłem się o tym niejednokrotnie przekonać się w naszych rozmowach, w których otwarcie, czasami wręcz „prosto z mostu”, co zresztą cenię, przedstawiali mi swój punkt widzenia i poglądy. Najbardziej jednak cenię ich za to, że są głęboko przywiązani do Polski, niepodległej i suwerennej, oraz ze nie zamierzają tego poświecić na rzecz źle pojętej, zakompleksionej „europejskości”.  Dla nich polskość to właśnie normalność, a bycie Polakiem - to powód do dumy.


Właśnie dlatego, niezależnie od wyborczego werdyktu, moje doświadczenie i możliwość poznania duszy lubelszczyzny pozostanie moim wielkim ubogaceniem. Jeśli zostałbym wybrany europosłem tej ziemi, Lubelskie może liczyć na moją lojalność. Miałbym też taką ambicję, żeby tak jak w wykorzystaniu funduszy europejskich Lubelskie jest czempionem, a zasługuje przecież na jeszcze więcej, tak i w wyborach do Parlamentu Europejskiego, zarówno co do frekwencji jak i wyników dla drużyny Zjednoczonej Prawicy i PiS, żeby było również czempionem.

 


Podziel się
Oceń

Komentarze