Codziennie dzieje się coś absolutnie strasznego, a ludzie idą dalej - Bogdan George Apetri opowiada o filmie „Cud”, tegorocznym zdobywcy Grand Prix 37. Warszawskiego Festiwalu Filmowego
Marta Bałaga: Dlaczego chciałeś poruszyć w filmie temat religii i duchowości? Tak wiele postaci wydaje się nią rozczarowanych. Wciąż powtarzają, że Bóg wszystkich opuścił.
Bogdan George Apetri: Moim zdaniem, na końcu i tak dokonuje się cud. Wiem, że to nie wygląda na typowy „happy end”, ale jest w tym pewna nadzieja. W takim kraju jak Rumunia, który przeżywa obecnie odrodzenie religijne, taki kontrast może być całkiem interesujący. Z drugiej strony, to nie jest do końca mój punkt widzenia – to punkt widzenia tych bohaterów. Poza tym, niektórzy z nich wcale nie są przeciwni duchowości w ogóle, ale odrzucają na przykład zorganizowaną religię.
Sam mam z tym czasem do czynienia. Nie wiem, czy istnieje Bóg i czy w niego wierzę, ale kwestionowanie tych rzeczy leży w ludzkiej naturze. Nie wiem, czy ten lekarz albo taksówkarz naprawdę w nic nie wierzą. Ten ostatni jest rozgoryczony, bo jego siostra opuściła rodzinę i wstąpiła do klasztoru. Co w Rumunii jest zresztą dość częstym zjawiskiem.
MB: Nie widzę w tym filmie zbyt wiele nadziei – przede wszystkim z powodu przemocy, której doświadcza ta kobieta.
BGA: Zastanawiałem się, czy ta scena gwałtu powinna w ogóle znaleźć się w filmie, ale bez niej by go nie było. Mówiąc najprościej, chodzi tu o kogoś, kto potrafi wybaczać. Nawet nie wiesz dlaczego, ale cuda właśnie takie są: nie da się ich wyjaśnić. Nie wiadomo, dlaczego nie chce podać nazwiska sprawcy.
Wiem, że wielu osobom przeszkadza ta scena, nie mówiąc już o tym, że 99% z nich nie potrafiłoby wtedy wybaczyć. Ja zresztą też nie, choć jako mężczyzna nie mogę udawać, że jestem w stanie zrozumieć tego typu sytuację. W tej scenie kamera się odwraca, ale wcale nie dlatego, że bałem się pokazać tę przemoc. To wynikało raczej z motywu koła, który powraca także w ostatniej scenie. Dla mnie to, że się odwraca, służy pokazaniu, że świat ma to gdzieś. Codziennie dzieje się coś absolutnie strasznego, a ludzie idą dalej, samochody dalej jeżdżą po ulicy. Nikt nie rusza palcem. Chciałem, żeby widzowie to poczuli.
MB: W dzisiejszych czasach taka decyzja, decyzja poświęcenia życia religii, wzbudza sporo fascynacji. Ludzie wciąż o to pytają, choć niekoniecznie zapytaliby architekta, dlaczego wybrał taki zawód.
BGA: Na pewno jest to dość niestosowne. Cristina doświadcza fali takiego zachowania, a potem oczywiście przemocy. Z drugiej strony, gdyby jej droga była łatwa, nie odczulibyśmy wagi jej późniejszego gestu.
Pracuję nad trylogią i „Cud” jest jej drugą częścią. Wszystkie te historie rozgrywają się w moim rodzinnym mieście, a religia jest szczególnie ważna w tym regionie. Mamy tak wiele klasztorów i tak wielu młodych ludzi, którzy do nich wstępują. Niektórym się to podoba, a innym już nie. Moja aktorka także spędziła w klasztorze ponad tydzień. Budziła się wcześnie, chodziła na mszę. Staraliśmy się być tak autentyczni, jak to tylko możliwe.
MB: Kiedy w filmie pojawia się detektyw, po prostu znasz tę postać – albo tak ci się na początku wydaje. Dlaczego chciałeś wprowadzić tu tak znajomy element?
BGA: Każdy film gra z oczekiwaniami widzów, ale ja nie postrzegam „Cudu” jako filmu gatunkowego. Właściwie trudno mi go zakwalifikować do jakiejkolwiek kategorii. Nie jest to film religijny, nie jest to film policyjny, nie jest to historia miłosna. Później uświadamiamy sobie, dlaczego postanowił zająć się tą konkretną sprawą. Jego motywacja jest osobista. Kiedy dzieje się ta straszna rzecz, a potem widzisz go na ekranie, może myślisz, że sprawiedliwość zostanie jednak wymierzona? W końcu to wszystko, na co można mieć nadzieję.
MB: Zło, które pokazujesz, jest bardzo zwyczajne i może dlatego tak niepokojące. Gdy ktoś pyta podejrzanego, dlaczego to zrobił, on odpowiada: „Nie wiem”.
BGA: To zdanie było dla mnie bardzo ważne. Naprawdę wierzę, że on nie wie.
W prawdziwym życiu wszyscy robimy rzeczy, na które nie znajdujemy potem dobrego wytłumaczenia. Mam nadzieję, że nie aż tak straszne. Świat naprawdę wydaje się opuszczony i wydaje mi się, że tak właśnie odczuwamy to na co dzień. Czujemy, że jesteśmy zupełnie sami. Niektórzy ludzie wciąż próbują szukać konkretnej przyczyny, dla której coś się dzieje, ale to bardzo trudne, bo świat jest tak arbitralny.
Źródło informacji: WFF
Źródło informacji: WFF
Komentarze