Anatewka, małe miasteczko w carskiej Rosji. Żydowska i rosyjska społeczność żyją tu obok siebie względnie spokojnie, choć z dali dochodzą echa nadchodzącej rewolucji i narodzin nowej totalnej idei. Ubogi mleczarz Tewje przemierza wioskę wadząc się z Bogiem; marzy o maleńkim majątku i dobrych mężach dla swoich córek, jak każe Tradycja. Nie wie jeszcze, że wkrótce los ich wszystkich zmieni się diametralnie...
Pragnienie, by zrealizować „Skrzypka na dachu”, towarzyszyło Zbigniewowi Czeskiemu przez wiele lat. „Urzekła mnie w tym musicalu jego wielka humanistyczna wymowa, tak rzadko spotykana w dziełach muzycznych inscenizowanych na scenie. Muzyka Jerry'ego Bocka, w której folklor żydowski, rosyjski i amerykańskie country tworzą niezapomniany klimat” – wspominał reżyser. Jego marzenie ziściło się w 1994 roku w Lublinie, mieście wciąż pełnym śladów po swoich dawnych mieszkańcach.
Nie mógł lepiej trafić. Od przeszło dwóch dekad „Skrzypek...” króluje na deskach Teatru Muzycznego, a losy mieszkańców Anatewki wzruszają kolejne pokolenia publiczności i artystów biorących udział w spektaklu. Wśród tych ostatnich w nowych rolach Gołdy i Tewjego pojawili się niedawno Małgorzata Kustosik i Andrzej Witlewski. Wyrażenie „zadebiutowali”, którego użyliśmy na wstępie, nie jest do końca precyzyjne, bo oboje wykonawcy grają w „Skrzypku...” od wielu lat i wiele przedstawień mają już za sobą. Jak to jest z córki przeistoczyć się w matkę, a z porywczego rewolucjonisty Perczyka – w wiernego tradycji mleczarza – filozofa?
Idzie nowe w Anatewce
Rozmowa z Małgorzatą Kustosik i Andrzejem Witlewskim, solistami Teatru Muzycznego w Lublinie i nowymi odtwórcami głównych ról w „Skrzypku na dachu”
To był Państwa debiut w rolach Tewjego i Gołdy, ale nie w „Skrzypku na dachu”...
Małgorzata Kustosik: W „Skrzypku...” debiutowałam 12 lat temu jako Cajtla, najstarsza córka Tewjego i Gołdy. Kiedy więc dyrektor Sawulska zaproponowała, żebym została Gołdą, miałam już za sobą wiele przedstawień, a „w uszach” wiele innych ról ze spektaklu. Po dwóch dniach prób po prostu weszłam na scenę i niemal bez wskazówek reżysera wiedziałam, co robić. Lubiłam rolę Cajtli, bo jako panna młoda mogłam wytańczyć się do woli w scenie wesela (śmiech). Jednak w lubelskim przedstawieniu trwa ona nieco krócej niż w Łodzi, więc tu... wolę być Gołdą. Okazało się, że pani dyrektor ma świetną intuicję.
Andrzej Witlewski: Ja także wcześniej grałem już w „Skrzypku...” młodego rewolucjonistę Perczyka, ale do Tewjego długo „dojrzewałem”. Kiedy pierwszy raz padła ta propozycja, nie miałem jeszcze nawet doświadczenia jako rodzic, a przecież Tewje ma pięć córek! Coś przełamało się we mnie, kiedy na świat przyszła moja pierwsza córka. Bardzo pomogło mi też zaproszenie Mirosława Siedlera, dyrektora Teatru Dramatycznego im A. Sewruka w Elblągu (reżysera lubelskiej „Ani z Zielonego Wzgórza” – red.) i udział w tamtejszej realizacji „Skrzypka...” w reż. Artura Hofmana, specjalisty od kultury żydowskiej. Wiele dzięki niemu zyskałem. Nie bez znaczenia była również pomoc i życzliwość kolegów w Lublinie oraz dyrygenta Łukasza Sidoruka.
Powstały bardzo przekonujące postacie. Przypadek?
AW: Mam 46 lat, moja najstarsza córka 26 lat, więc jestem chyba odpowiednim człowiekiem na właściwym miejscu (śmiech). Nie jest łatwo mierzyć się z rolą, z którą związane są już pewne przyzwyczajenia i oczekiwania publiczności. Do Tewjego „przykleił” się wizerunek starego, zmęczonego życiem faceta, tymczasem ja zagrałem po prostu siebie – energicznego mężczyznę w średnim wieku. Starałem się też oddać charakterystyczny żydowski „zaśpiew”, ale nie przesadzić, żeby nie wyszło kabaretowo.
MK: Choć Tewjemu wydaje się, że jest głową rodziny, to kto tak naprawdę rządzi w jego domu? Oczywiście, że żona! Muszę powiedzieć, że ja też gram w połowie siebie. Mam podobny do Gołdy temperament, jak każda kobieta bywam czasem apodyktyczna...
Jest też na odwrót – wiele z niewątpliwych mądrości „Skrzypka...” sprawdza się w moim życiu: jego słynne „A z drugiej strony...”, „Ten ma rację i tamten ma rację”, czy idea, że w życiu trzeba walczyć o szczęście, jak Cajtla. Gdyby posłusznie spełniła wolę rodziców, byłaby nieszczęśliwą żoną rzeźnika...
AW: Jedno z moich ulubionych powiedzonek Tewjego to: „Pieniądz jest plagą świata. Niechaj Pan Bóg ześle na mnie tę plagę”. A mówiąc poważnie: sprawy wiary są bardzo podobne w obu kulturach i wszyscy jakoś „targujemy się” z Bogiem.
Niewątpliwie spektakl zyskuje też na tym, że są państwo śpiewakami operowymi. Gołda śpiewająca mezzosopranem brzmi bardziej dojrzale niż sopran.
AW: Zgadzam się. Głos matki powinien mieć charakter, niższe brzmienie, ciemniejszą barwę... Na scenie pewne rzeczy „załatwi” charakteryzacja, ale głosu nie da się ucharakteryzować. Dlatego to mezzosoprany najczęściej grają matki albo wiedźmy, Cyganki...
MK: ... a nawet ciemnoskórych chłopców (śmiech). (W 2013 roku M. Kustosik zagrała Piętaszka w operze „Robinson Crusoe” J. Offenbacha – red.).
Gdyby mogli Państwo przebierać w rolach, byłyby to...?
AW: ... Tewje albo Figaro; ale to jest tak: kończąc studia młody człowiek myśli, że będzie pracował w najlepszym teatrze, występował za granicą i grał tylko wielkie role. A potem okazuje się, że będzie grał to, co jest w repertuarze, a w ogóle na początku trzeba zacząć od małej rólki i nauczyć się chodzić po scenie.
MK: Mogłabym przez całe życie grać na zmianę tylko dwie role: Gołdę i Carmen. Dlatego marzy nam się, żeby „Skrzypek...” był wystawiany jak najczęściej. Z drugiej strony, zmiany to możliwość rozwoju. Wiele ról dało mi wielką satysfakcję, chociażby Piętaszek. Nie przypuszczałam, że mogę zagrać małego Murzynka! Niestety, nie możemy przebierać w repertuarze.
AW: Wciąż jesteśmy takimi „wojownikami”, którzy starają się przekonać do sztuki operowej i śpiewu klasycznego, bo to coś wartościowego, ale świat się zmienił. Dziś promuje się inne rzeczy, w filharmoniach występują piosenkarze i kabarety, realizatorzy idą na skróty...
MK: W Łodzi grałam w dwugodzinnym „Weselu Figara”, a w Szczecinie w takim, które trwało trzy godziny. Realizatorzy wycinają pewne fragmenty, żeby spektakl był bardziej „przystępny”. Niestety, często traci na tym sztuka.
AW: Na szczęście nie w Teatrze Muzycznym – tutaj „idziemy na całość”.
W jakich spektaklach, poza „Skrzypkiem...”?
MK: Wspólnie występujemy jako Czipra i Homonay w „Baronie cygańskim” i w „Balu w Savoyu”, gdzie gramy dość egzotyczną parę ekstrawaganckiej amerykanki Daisy Darlington i tureckiego playboya Mustafy-Beja. Śpiewamy też w nowej produkcji Teatru – koncercie „Queens of Opera” pod kierownictwem muzycznym Tomasza Biernackiego.
AW: To ciekawa propozycja, bo przenosi widzów w zaczarowany świat opery, a my jako śpiewacy operowi możemy zaprezentować cały wachlarz naszych możliwości. Natomiast na luty przygotowujemy premierę „Czarodziejskiego fletu” Mozarta, a więc również coś wartościowego, pięknego i z nieśmiertelną muzyką.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała Joanna Gierak
autorem wszystkich zdjęć jest Mieczysław Sachadyn / TM
Małgorzata Kustosik (mezzosopran) jest absolwentką Akademii Muzycznej w Łodzi. Swoje umiejętności wokalne doskonaliła na wielu kursach, m.in. z Ingrid Kremling i Hanną Lisowską w Operze Narodowej, w Altenburgu i Salzburgu. Występowała m.in. w Teatrze Wielkim w Łodzi, Teatrze Muzycznym w Łodzi, szczecińskiej Operze na Zamku, w Operze Bytomskiej. Współpracowała z wieloma znanymi dyrygentami i reżyserami, m.in. z T. Kozłowskim, T. Wojciechowskim, A. Straszyńskim, Ł. Borowiczem, M. Trelińskim, W. Ochmanem, Laco Adamikiem, W. Kuncem, A. Knapem, W. Michniewskim, J. Bonieckim, M. Znanieckim.
Szczególne uznanie publiczności i krytyków w Polsce i na zagranicznych tournée zdobyła w rolach Carmen i Feneny („Nabucco” Verdiego).
Andrzej Witlewski (baryton) – absolwent Akademii Muzycznej w Poznaniu, w 1996 r. zadebiutował na scenie Opery Wrocławskiej w partii Malatesty w „Don Pasquale” Donizettiego i do 2002 r. był solistą tej sceny. Był związany również z Teatrem Wielkim – Operą Narodową w Warszawie, występował też m.in. w Teatrze Wielkim w Poznaniu, Opera Nova w Bydgoszczy, Teatrze Wielkim w Łodzi. Współpracował z takimi dyrygentami jak Ewa Michnik, Jan Tomasz Adamus, Kazimierz Kord, Jacek Kaspszyk, Andrzej Knap, Robert Satanowski, Alberto Zedda czy Tadeusz Kozłowski oraz znakomitymi reżyserami (m.in. Mariusz Treliński, Jan Peszek). Szczególnie ceniony jest za role mozartowskie: Figara („Wesele Figara”) i Papagena („Czarodziejski flet”) oraz Bartola („Cyrulik sewilski” Rossiniego) i Escamilia („Carmen” Bizeta).
NOC W OPERZE spędzą ci, którzy w sylwestrowy wieczór wybiorą się do Teatru Muzycznego w Lublinie. W repertuarze najpiękniejsze arie operowe oraz największe przeboje z przepastnych zasobów musicalu, burleski i muzyki filmowej, a na scenie znakomici soliści lubelskiej operetki, na czele ze swoją dyrektor, sopranistką Iwoną Sawulską. Jeśli wykonawcy będą w równie dobrej formie, co podczas niedawnej premiery gali „Queens of Opera” – niezapomniane wrażenia są gwarantowane. Gala „Noc w operze” 31 grudnia o godzinie 19. A co zobaczymy i usłyszymy w styczniu?
Teatr Muzyczny zaprasza
„Skrzypek na dachu” przyciąga widzów od ponad 20 lat. Nic dziwnego – głębokie przesłanie, piękna muzyka oraz wspaniała inscenizacja Zbigniewa Czeskiego sprawiają, że musical jeszcze długo pozostanie aktualny. Ale Teatr Muzyczny w Lublinie ma dla Państwa również kilka nowych propozycji.
Najnowsza z nich (premiera: 3 grudnia), „Bajkolandia”, to spektakl na najmłodszych widzów, ale jestem przekonana, że rozbawi on także ich rodziców. W repertuarze przeboje z disneyowskich produkcji oraz polskich filmów, a na scenie – korowód bajkowych postaci, moc zabawy i feeria barw.
Całym rodzinom spodoba się też zapewne musical „Ania z Zielonego Wzgórza” w reż. Mirosława Siedlera. Spektakl obfituje w zabawne sceny i przepiękne piosenki autorstwa Zbigniewa Karneckiego. Warto też zwrócić uwagę na scenografię i kostiumy – dzieło Magdaleny Baczyńskiej vel Mróz.
Koncert „Queens of Opera” to propozycja dla miłośników poważniejszego repertuaru. Spektakl złożony z najpiękniejszych arii operowych pod kierownictwem muzycznym Tomasza Biernackiego przygotowali soliści naszego teatru. Mnie przypadła w udziale m.in. koronna aria Toski „Vissi d'arte” z opery G. Pucciniego. Na scenie wspaniale prezentuje się również balet, na czele z nową solistką, Chisato Ishikawą.
To preludium do premiery, która zaplanowaliśmy na luty – opery „Czarodziejski flet” W. A. Mozarta. Pierwsze przesłuchania już za nami. Proszę przygotować się na moc dobrych wrażeń.
Zapraszam również na inne spektakle Teatru Muzycznego w Lublinie. Na „Skrzypka na dachu” – już w styczniu.
Iwona Sawulska
dyrektor naczelna Teatru Muzycznego w Lublinie
Jednym słowem: same przeboje, również z udziałem Małgorzaty Kustosik i Andrzeja Witlewskiego. Szczegółowy repertuar na www.teatrmuzyczny.eu.
Komentarze