– Recykling w Polsce jak najbardziej działa, selektywna zbiórka się pięknie rozwija także na poziomie mieszkańców. Niestety, z jej jakością wciąż jest problem. Mieszkańcy wciąż nie do końca wiedzą, co i do jakiego koloru pojemnika mają wrzucić. To jest głównie problem braku świadomości i wprowadzenia selektywnej zbiórki na poziomie ogólnopolskim, żeby wszędzie były te same standardy – mówi Katarzyna Błachowicz, członek zarządu Klastra Gospodarki Odpadowej i Recyklingu.
Według informacji Ministerstwa Środowiska w 2017 roku większość polskich gmin (96 proc.) osiągnęła wymagany 20-procentowy poziom recyklingu odpadów, a z każdym rokiem osiągany przez Polskę poziom recyklingu i przygotowania odpadów komunalnych do ponownego użycia systematycznie rośnie.
Z drugiej strony najnowsze, październikowe badanie ARC Rynek i Opinia dla Forum Odpowiedzialnego Biznesu pokazuje jednak, że świadomość dotycząca selektywnej zbiórki i recyklingu wśród Polaków wciąż jest niewystarczająca. Tylko 15 proc. potrafiłoby poprawnie posegregować przykładowe artykuły podczas wyrzucania. Ponad połowa (52 proc.) myje opakowania z metalu i tworzyw sztucznych przed ich wyrzuceniem i jest błędnie przekonana, że to konieczne. Co więcej, odpady segreguje tylko 66 proc. Polaków, co oznacza, że 1/3 nie robi tylko w ogóle i raptem 58 proc. uważa, że ma to jakikolwiek sens.
– W skali kraju mamy teraz 36-procentowy poziomu recyklingu – mówi Katarzyna Błachowicz. – Docelowo w 2020 roku powinniśmy zbierać i przetwarzać 50 proc. odpadów. Według informacji za 2018 rok było to 36 proc., ale jeszcze rok wcześniej – 27 proc., więc jednak poziom selektywnej zbiórki wzrasta. Tendencje są coraz lepsze, natomiast wciąż segregujemy zbyt mało, bo czasami nam się nie chce, nie myślimy o tym, że trzeba np. zbierać bioodpady i je segregować w domach. Co więcej, nie każdy rozumie sens i nie każdy wie, co się z tymi odpadami dalej dzieje, to jest chyba największy problem.
Jak podkreśla, zmian wymaga również system finansowania selektywnej zbiórki i recyklingu odpadów komunalnych. Z jednej strony – mieszkańcy muszą zdawać sobie sprawę, że odbiór kubła śmieci wiąże się z kosztami, w których muszą partycypować. Z drugiej – ten koszt nie może być przerzucany tylko i wyłącznie na mieszkańców, a producenci powinni ponosić większą odpowiedzialność za opakowania wprowadzane na rynek.
– Po pierwsze, ten system powinien się finansować, nie może być obciążenia tylko dla mieszkańca, który płaci za odbiór odpadów. Chociaż ten musi zdawać sobie sprawę, że to będzie kosztować – bo po odbiór jednego kubła śmieci musi przyjechać ciężarówka, ktoś go musi załadować, więc to jest koszt m.in. paliwa, transportu, pracy, ktoś to musi później zagospodarować. To cały, złożony system, natomiast nie może być przerzucony tylko na mieszkańca., bo ktoś produkuje te odpady i powinien robić to tak, żeby one się nadawały do recyklingu. Niestety, jako konsumenci często tez nie zwracamy uwagi na to co kupujemy, a nawet szczoteczki do zębów są pakowane tak, że bardzo trudno rozdzielić to papierowe opakowanie od części z tworzywa i generalnie wyrzucamy to jako odpad zmieszany – mówi Katarzyna Błachowicz.
Jak ocenia, ceny za odbiór odpadów komunalnych będą rosnąć, co wiąże się z faktem, że w części gmin są po prostu źle skalkulowane. Ponadto, rosną również koszty energii, wody, transportu czy paliwa, co również przełoży się na wzrost kosztów za odbiór odpadów komunalnych.
– Włodarze tych gmin, którzy zdawali sobie sprawę jak ten system ma wyglądać i jakie są jego koszty, właściwie skalkulowali ceny selektywnej zbiórki odpadów dla mieszkańców. Natomiast niektórzy zastosowali ceny - trudno mi tutaj wyrokować dlaczego - na poziomie 4-5 zł. Stąd te podwyżki – nawet trzykrotne, o których się słyszy - muszą zaistnieć, ponieważ ceny powinny być standardowe i odpowiadać rynkowi zagospodarowania odpadów. Ponadto, rosną ceny rosną energii, wody, transportu, paliwa, więc również opłaty za zagospodarowanie odpadów trochę wzrosną. Natomiast ważne jest to, żeby te odpady trafiały z powrotem do recyklingu, do wykorzystania i wtedy jest szansa, że one po prostu zaczną spadać – mówi Katarzyna Błachowicz.
Znowelizowany pakiet dyrektyw odpadowych Unii Europejskiej (przyjęty w lipcu 2018 roku) nakłada na producentów opakowań obowiązek stosowania się do ROP (rozszerzona odpowiedzialność producentów), której zasady zostały ujednolicone w dyrektywach. Zakładają one m.in., że producenci będą zobowiązani do pokrycia kosztu netto (po odjęciu przychodów ze sprzedaży surowców) selektywnej zbiórki i przygotowania odpadów opakowaniowych do recyklingu. Pakiet ustanawia wyższe również cele recyklingu odpadów komunalnych i opakowaniowych – w 2020 roku państwa członkowskie UE powinny osiągnąć 50-procentowy poziom recyklingu odpadków, w 2025 r. – 55 proc., w 2030 r. – 60 proc., a w 2035 r. aż 65 procent odpadów powinno ulegać recyklingowi. Tym, które nie zmieszczą się w limitach, grożą finansowe kary.
– Mamy bardzo dobre instalacje i recykling się rozwija, tylko problem jest z popytem na materiały przetworzone – mówi Katarzyna Błachowicz – Czasami ten niski popyt na materiały z recyklingu, które są wykorzystywane w innych produktach, wynika z naszej nieświadomości, a czasami z wyższej ceny. Jeżeli ta sama butelka wody z recyklingu jest droższa, a z surowców pierwotnych tańsza – to wybierzemy oczywiście tę tańszą. Wynika to z faktu, że system rozszerzonej odpowiedzialności producentów nie jest w Polsce dofinansowywany, często te surowce pierwotne są tańsze od tych surowców wtórnych. Po stronie rządów i Komisji Europejskiej leży wypracowanie instrumentów wsparcia czy zniżek podatkowych dla tych, którzy recyklingują i zamykają obieg albo zachęty, żeby nie tworzyli opakowań czy produktów, które nie będą się nadawały do recyklingu.
Komentarze