– Polacy cały czas bardzo chętnie zakładają lokaty bankowe, chociaż trzeba zauważyć, że one są raczej słabo oprocentowane. Przeciętne oprocentowanie wynosi około 1,5 proc., a 3–4 proc. to jest górna granica, na którą możemy liczyć – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. – Jeżeli szukamy w miarę bezpiecznych inwestycji, to do wyboru mamy właściwie obligacje, przede wszystkim te detaliczne, skarbowe, ale też nieruchomości czy głośne ostatnimi czasy złoto.
Cena złota przekroczyła w lipcu 1 500 dol. za uncję, co jest wynikiem najlepszym od 2013 roku. Od początku 2019 roku wzrost wyniósł w dolarach już powyżej 19 proc. W złotych wynik był jeszcze wyższy i sięgnął 25 proc., a cena rzędu 6 tys. zł za uncję jest najwyższa w historii.
– To jest najlepszy dowód na to, że najlepszy czas na inwestowanie w złoto już minął – mówi Bartosz Turek. – Z kolei obligacje skarbowe cieszą się największą w historii popularnością. Polacy na detaliczne papiery skarbowe wydali 9 mld zł, a rok przecież się jeszcze nie skończył. Cieszy to, że duża część Polaków wybiera obligacje 4-letnie czy 10-letnie, które są indeksowane inflacją, czyli w ich przypadku oprocentowanie w drugim czy kolejnym roku inwestowania wyznaczane jest poprzez dodanie do inflacji marży.
W lipcu aktywa dłużnych funduszy inwestycyjnych wzrosły o 1,9 proc., a tych wyrażonych w złotych – o 1,8 proc. Najmocniej wzrosły środki obligacji uniwersalnych długoterminowych i długoterminowych papierów skarbowych. Łącznie fundusze obligacji stanowią już 41,2 proc. inwestycji w TFI. Im krótszy termin zapadalności obligacji, tym większe prawdopodobieństwo, że zyski zje inflacja, która w lipcu sięgnęła już 2,9 proc. w ujęciu rocznym. Za dobre zabezpieczenie przed drożyzną zawsze uważane były nieruchomości, jednak i ich ceny wzrosły już wyraźnie.
– W ostatnich latach faktycznie na nieruchomościach większość osób zarobiła, ale nikt nie może nam gwarantować tych zysków. Myśląc o zakupie mieszkania na wynajem, trzeba być świadomym, że jest to inwestycja raczej długoterminowa, na minimum 3–5 lat, aby w miarę spokojnie spać i liczyć później zyski – radzi główny analityk HRE Investments. – Jeżeli więc inwestujemy na tym rynku, to tak, aby stać nas było na to, żeby przez kilka miesięcy utrzymywać niewynajęte mieszkanie i spłacać kredyt. Albo musi być nas stać na to, że mieszkanie może stracić 10 czy 15, 20 proc. na wartości, jeżeli okaże się, że trafiliśmy na najgorszy możliwy moment i kupiliśmy mieszkanie na górce.
To ostatnie jest bardzo prawdopodobne, bo ceny mieszkań wciąż rosną i są to różnice rzędu kilkunastu procent rok do roku. Z danych NBP wynika, że przyczyną tych zwyżek jest zarówno wzrost kosztów, jak i zapotrzebowania na droższe lokale w wyższym standardzie. Do tego dzięki wzrostowi wynagrodzeń i dochodów pomimo wyższych cen rośnie dostępność 1 mkw. mieszkania. To zachęca do inwestycji.
– Zalecam dywersyfikację. Jeżeli stać nas na to, aby mieć lokaty, kupować obligacje skarbowe, nieruchomości i złoto, to każde z tych aktywów powinno być w jakiejś proporcji w naszym portfelu obecne – radzi Bartosz Turek. – Żółty kruszec jest najdroższy w historii, ale mógłby nas chronić przed ziszczeniem się najczarniejszych scenariuszy gospodarczych czy politycznych. Z kolei obligacje skarbowe, te emitowane na 4, 6, 10 czy 12 lat, sprawdzą się jako ochrona oszczędności przed inflacją. Nieruchomości jako element naszego portfela inwestycyjnego powinniśmy mieć, tylko że w formie długoterminowej. Rozważajmy to na 5 czy może nawet 10 lat, a wtedy mamy niemal pewność, że wyjdziemy na tej inwestycji z zyskiem.
Komentarze