Skończył się weekend, cyrkowcy odjechali i nawet pogoda nieco posmutniała. Na pocieszenie mamy dla Państwa uroczą historię o pewnym młodym gołębiu i jego mimowolnej opiekunce, która przy tej okazji odkryła w sobie „żyłkę” przyrodnika.
Gołąb pocztowy – rasa gołębi o wielu lokalnych odmianach; gołębie pocztowe wykazują zdolności orientowania się w przestrzeni, wysokolotność, wytrwałość lotu i zdolność powrotu do gołębnika z dużej odległości (nawet ponad 2 tys. km); umaszczenie różne. Gołębi pocztowych używano do przenoszenia wiadomości (zwłaszcza w wojsku) od czasów starożytnych do II wojny światowej; korespondencję w tulejce przymocowywano do piór pod ogonem lub do nogi ptaka – informuje Encyklopedia PWN (skorzystaliśmy z wersji internetowej).
Rzeczywiście, w czasie II wojny światowej gołębie uratowały tysiące ludzkich istnień. Dostarczały wiadomości i materiały wywiadowcze, umykając pociskom nieprzyjaciela i sokołom, które także zostały wykorzystane w tym wyścigu zbrojeń. Brytyjczycy używali też gołębi jako podwójnych agentów – zakładali im niemieckie obrączki w nadziei, że hitlerowcy dadzą się zwieść i powierzą ptakom cenne informacje.
W 1943 roku Maria Dickin, założycielka Narodowego Ambulatorium dla Chorych Zwierząt (PDSA) ustanowiła dla skrzydlatych, ale także czworonożnych bohaterów wojennych medal Dickin. Jest to najwyższe brytyjskie odznaczenie za męstwo dla zwierząt, odpowiednik „ludzkiego” angielskiego Krzyża Wiktorii i amerykańskiego Medalu Honoru. Do dziś uhonorowane nim zostały 32 gołębie (wszystkie za zasługi z II wojny światowej), 29 psów, 4 konie i jeden kot. Jako pierwsza to zaszczytne odznaczenie otrzymała gołębica Winkie, która w październiku 1943 roku przebyła ponad 200 km, by sprowadzić pomoc dla załogi brytyjskiego samolotu zestrzelonego nad Morzem Północnym.
Dziś nie pamiętamy o zasługach gołębi, a mieszkańcy wielkomiejskich osiedli odnoszą się do nich z niechęcią, a nawet wrogością. Wielu podejrzewa, że te chłodne uczucia są odwzajemnione. Mało estetycznie „upstrzone” balkony i parapety – nasi skrzydlaci sąsiedzi zdają się całą swoją niewątpliwą inteligencję i zdolności orientacyjne wkładać w działania całkiem inne niż w czasach, kiedy zdobywały „zwierzęce Krzyże Wiktorii”. Zdarzają się jednak niecodzienne, lecz budujące (i urzekające) wyjątki.
Pewnego dnia mieszkanka jednego z lubelskich osiedli znalazła wśród doniczek na swoim balkonie gniazdo w – jak powiedzielibyśmy o ludzkim mieszkaniu – końcowym stadium wykończenia zarówno elewacji, jak i wnętrza. Zamierzała pozbyć się dzikich lokatorów, ale następnego dnia, kiedy wkroczyła z tym zamiarem na balkon, w gnieździe znalazła świeżo złożone jajko. – W tej sytuacji nie mogłam już wyrzucić gniazda, bo byłby to zamach na żywą istotę – wyznała Panoramie. Nowi sąsiedzi okazali się jednak mało kłopotliwi, a ich „gospodyni” może się dziś pochwalić, że niemal brała udział w nauce latania. Tym bardziej, że goście nie byli płochliwi. Dzięki temu mógł powstać niniejszy uroczy minireportaż, który może sprawi, że powtórzymy za poetą, nieco modyfikując jego słowa: „Kochajcie (nie tylko) wróbelka, dziewczęta”!
– Gołębica była tak zaaferowana wysiadywaniem jajka, że wcale ni przeszkadzała jej moja obecność – konstatowała właścicielka balkonu, także coraz bardziej zaangażowana w życie swoich lokatorów.
Aż pewnego dnia...
Maluch rósł...
... i choć na razie w niczym nie przypominał amanta, od początku lubił stroić się w piórka.
Wreszcie nadeszła wielka chwila!
No, to idę. Patrzysz?
Wysoko...
Hmm, nie wiem...
Nie, lepiej zostanę!
Będziesz tęsknić? Bo ja tak.
Ale ten świat jest taki ciekawy!
I odleciał. Ale jego ludzka opiekunka czeka na wiadomości :)
Komentarze