Rozmowa z płk. dr. Jerzym Gryzem, wykładowcą z zakresu bezpieczeństwa narodowego KUL i UMCS
Niemcy, prowadzący nieco inną politykę wobec imigrantów niż Francja, wydawały się dotąd stosunkowo bezpiecznym krajem. Co się stało?
Rzeczywiście Niemcy przez długi czas żyli w pokoju ze swoimi mniejszościami i wydawało się, że mogą być spokojni o swoje bezpieczeństwo. Tamtejsi muzułmanie to przede wszystkim mniejszość turecka (ok. 1,5 mln) – stanowili ją gastarbeiterzy z Turcji, którzy wraz z obywatelami dawnej Jugosławii przez dziesięciolecia spokojnie budowali niemiecki cud gospodarczy.
W ubiegłym roku nastąpiło zaostrzenie sytuacji w związku z przybyciem oficjalnie ponad 600 tys. imigrantów (muzułmanów) i polityką otwartych drzwi pani kanclerz Angeli Merkel.
Niedawno minister spraw wewnętrzny Republiki Federalnej Niemiec poinformował, że w kraju mniej więcej 5,6 mln zarejestrowanych sztuk broni znajduje się w rękach prywatnych, a nielegalnej broni jest aż około 20-25 mln sztuk. Dlaczego o tym wspominam? Po przybyciu setek tysięcy uchodźców, niemiecka mniejszość muzułmańska liczy dziś blisko 2 mln osób. O ile mi wiadomo, około 130 tys. imigrantów w ogóle nie dotarło do odpowiednich ośrodków; ci ludzie po prostu „rozpłynęli się” w społeczeństwie. Jeżeli wśród nich znajduje się choćby niewielka grupa aktywnie działających islamskich terrorystów – po zestawieniu tych faktów musimy przyznać, że jest to bardzo poważne zagrożenie i Niemcy rzeczywiście mają się czego obawiać. Policja stwierdziła obecność ok. 500 islamskich ekstremistów stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.
Ten problem dotyczy zresztą także innych państw. Wydaje mi się, że błędem było rozumienie wielokulturowości jako przyzwolenia na wszystko. Oczywiście wielokulturowość rozumiana jako pielęgnacja własnej wiary i kultury jest jak najbardziej słuszna, musi jej jednak towarzyszyć poszanowanie kultury i przede wszystkim prawa panującego w kraju przyjmującym. To podstawowy warunek, niestety niezbyt rygorystycznie przestrzegany przez ostatnie dziesięciolecia. W Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, ale w ostatnim okresie także w Szwecji, powstało coś, co nazwałbym „społeczeństwami równoległymi”, które rządzą się własnymi prawami. Ludność wyznania islamskiego tworzy w miastach lub określonych rejonach miast zwarte getta, w których niepodzielnie rządzi radykalny islam, a państwowa policja boi się interweniować.
Należy przypomnieć, że po rewolucji irańskiej w 1979 roku przywódcy duchowni wezwali wszystkie społeczności islamskie na świecie do powrotu do korzeni, czyli do prawa i obyczajów islamskich. W dodatku w krajach, z których pochodzą uchodźcy, toczy się wojna i oni tę „kulturę wojny”, jeśli można w ogóle o czymś takim mówić, przywieźli ze sobą. Są nauczeni walki, zabijania i przyzwyczajeni do śmierci, która zresztą według islamu, zwłaszcza poniesiona w walce z niewiernymi, jest postrzegana zupełnie inaczej niż w naszym kręgu kulturowym.
W dodatku pojawia się kolejny element – tzw. Państwo Islamskie jest dziś osaczane ze wszystkich stron. Wprawdzie koalicja jest podzielona, jednak działania przeciwko ISIS zostały zintensyfikowane. Islamistom pali się więc grunt pod nogami i stąd intensywne działania w wielu częściach świata.
Społeczeństwo zachodnie chciałoby kupić sobie bezpieczeństwo poprzez oferowanie imigrantom szerokiej pomocy socjalnej, ale jak widać samo stworzenie warunków do takiej egzystencji, która w naszej kulturze uchodzi za godną, nie wystarcza tym, którzy poddali się apelom ISIS.
Czyli Niemcy sami sprowadzili na siebie nieszczęście?
Oczywiście nie. Winni są zawsze przede wszystkim sprawcy, trzeba jednak powiedzieć, że niemieckie służby nie stanęły na wysokości zadania. Po pierwsze należało zarejestrować i jak najdokładniej sprawdzić przybyłych uchodźców. Tymczasem dziś okazuje się, że niektórzy z nich nie byli w ogóle sprawdzeni.
Pierwsze niepokojące sygnały przyniósł już pierwszy dzień tego roku, kiedy to w Kolonii niemieckie kobiety były napastowane przez przybyszów. I nagle co kilka dni mamy tragiczne wydarzenia o charakterze terrorystycznym – wcześniej w Essen, a teraz w Monachium, Reutlingen i Ansbach, ale także w Nicei, Bagdadzie i Kabulu.
Oczywiście można zapytać: „Gdzie są służby specjalne?”, ale trzeba też pamiętać, że radykalny islam działa dziś w postaci państwa, mającego swoje podziemne, zakonspirowane struktury i to głównie na nich skupia się uwaga świata. Tymczasem pojawiła się nowa forma terroryzmu – niezwykle trudna do rozpoznania i rozpracowania grupa pojedynczych, samotnie działających radykałów.
Są jednak fakty, które powinny być znane policji. Na przykład: skąd sprawca zamachu w Monachium miał broń? Wiemy, że była to broń przerobiona, ale to naprawdę niełatwa sztuka – przerobić atrapę na sprzęt, który może zabijać. W Niemczech jest wolny obrót „niegroźnymi” egzemplarzami broni bez cech używalności, ale służby powinny wiedzieć, gdzie sprawca przerobił ją na narzędzie zbrodni i że zaopatrzył się w taką ilość amunicji (według policji miał ponad trzysta naboi). Oczywiście trudno przewidzieć, jak zachowa się człowiek niestabilny emocjonalnie; nie sposób też za każdym potencjalnie podejrzanym postawić funkcjonariusza służb specjalnych, ale pewne zachowania i przygotowania sprawna policja powinna wytropić. Moim zdaniem w tych elementach niemiecka policja zawiodła.
Ale czy można w stu procentach uchronić się od takiego ataku?
Nie można! Nikt nikomu nie zagwarantuje bezpieczeństwa na 100 procent – to jest niemożliwe. Systemowe działania, podejmowane przez służby specjalne, dotyczą struktur i tych wszystkich elementów, które mogą sprzyjać działalności terrorystycznej. Natomiast pojedynczego człowieka trudno „upilnować”. Trzeba jednak robić wszystko, żeby takie zagrożenie minimalizować.
Można powiedzieć, że problem stwarza nawet... demokracja. W państwie demokratycznym są niezbywalne prawa i wolności, z których łatwo nam korzystać zwłaszcza w czasach globalizacji, kiedy świat zmalał, a ludzie mają coraz większą łatwość przemieszczania się i komunikowania. Niestety, te prawa są często nadużywane w złych celach. Oczywiście najbezpieczniejsze byłoby państwo o cechach dyktatury, w którym wszyscy są inwigilowani. Tylko że wtedy mamy do czynienia z terrorem państwowym.
Jeśli chodzi o zorganizowane struktury, także w demokracji istnieją jednak metody, które pozwalają stosunkowo skutecznie się zabezpieczyć. Przede wszystkim należy mieć tzw. osobowe źródła informacji we wszystkich strukturach, które mogłyby stwarzać zagrożenie. To nie jest łatwe, bo tam też działają specjaliści, którzy wiedzą, jak chronić się przed infiltracją. Niestety, są to ludzie bardzo inteligentni, często wykształceni na najlepszych zachodnich uczelniach, którzy potrafią sprawdzić osoby dopuszczane do ich tajemnic. Krótko mówiąc, istota skuteczności w zwalczaniu terroryzmu polega na tym, żeby mieć wyprzedzające informacje. Jeśli to zawiedzie, pozostaje tylko reakcja, a przecież chodzi o to, żeby do tego rodzaju zdarzeń nie dochodziło.
Jak to wygląda w Polsce? Czy podoba się Panu nowa ustawa antyterrorystyczna?
Nie podoba mi się, bo nic nowego nie wnosi. Te ustawy, które obowiązywały do tej pory – o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, Żandarmerii Wojskowej, a zwłaszcza o Policji – dają służbom wystarczając możliwości działania. Uważam, że nowa ustawa antyterrorystyczna nie jest potrzebna. Od tego bezpieczeństwa nie przybędzie.
Natomiast drogą do wzmocnienia powszechnego poczucia bezpieczeństwa jest przede wszystkim czujność, rozwaga, profilaktyka i edukacja. Wprawdzie w Polsce nie mamy kultury współpracy społeczeństwa z policją, na co nałożyły się różne doświadczenia historyczne, ale wierzę, że czas i solidna edukacja mogą to naprawić.
Z drugiej strony nie można stwarzać w społeczeństwie atmosfery nieufności, bo wobec kogo miałaby to być nieufność? Wobec obcokrajowców? Wobec obcokrajowców z określonych miejsc? Takie zachowania, zamiast poprawić bezpieczeństwo, mogą doprowadzić do innych problemów.
Obawia się Pan takich problemów?
Myślę, że w Polsce w tej chwili panuje swego rodzaju „nadwrażliwość” na przybyszów z zewnątrz. Narasta nieufność, zwłaszcza w związku z doniesieniami z innych części Europy, a te obawy zupełnie niepotrzebnie są podsycane przez niektórych polityków, ale nie sądzę, żeby można było mówić o ksenofobii czy nienawiści. Wręcz przeciwnie, w mojej ocenie polskie społeczeństwo jest tolerancyjne, gościnne, chętne do współdziałania z przedstawicielami innych nacji. Oczywiście zdarzają skrajne postawy, bardzo głośne, ale jednostkowe.
Polska jest państwem niemal jednorodnym narodowo i wyznaniowo – nie mamy więc praktycznie takich mniejszości, które mogłyby stanowić zaplecze dla działań terrorystycznych. Nie można natomiast wykluczyć, że – jak wszędzie – także tu mogą znaleźć się pojedyncze osoby o takich skłonnościach. Zdarza się, że zaburzona jednostka ulega „modzie” na ekstremalne zachowania i nie można zagwarantować, że jakaś broń lub narzędzie nie zostanie użyte w celach kryminalnych czy nawet terrorystycznych. Myślę jednak, że na razie bardziej powinniśmy uważać na zagrożenia natury kryminalnej, choć uważam, że Polska jest także pod tym względem stosunkowo bezpiecznym krajem.
A więc Światowe Dni Młodzieży są bezpieczne?
Myślę, że nasze służby są właściwie przygotowane, żeby zabezpieczyć to święto.
Dziękuję za rozmowę.
Joanna Gierak
Komentarze