Dla konsumentów mogą się wydawać pozornie nieatrakcyjną propozycją: są droższe w przeliczeniu na litr, zazwyczaj zawierają mniej alkoholu i starczają na 2–3 łyki. Mimo to ich sprzedaż szybko rośnie, a „małpki” tworzą osobny, silny segment alkoholowego rynku. W 65 proc. małych sklepów zajmują więcej niż jedną półkę, a często trafiają nawet do specjalnych lodówek czy na dodatkowe stojaczki – wynika z najnowszego raportu pracowni badawczej Synergion, „Dokąd płynie mała wódka?”.
– „Małpki” bardzo dobrze pasują do tego, w jaki sposób Polacy chcą pić alkohol: bezpiecznie dla siebie, nie za dużo na raz, w chwilach krótkiego relaksu. Sytuacje takie często nadarzają się poza domem, w drodze do lub z pracy, w trakcie przerwy, na spacerze z psem. Dodatkowo to alkohol smaczny, w niewielkiej porcji, przez co wypicie jednej czy dwóch butelek nie powoduje upojenia, nie zakłóca funkcjonowania, może być wplecione pomiędzy różne zajęcia i zadania – mówi Michał Kociankowski, dyrektor generalny Synergion, autor raportu.
– „Małpki” pojawiły się jako coś nowego, kolorowego, wygodnego i taniego. Małe opakowania stwarzają złudzenie, że po ich spożyciu nic złego się nie stanie – nikt nie zauważy, nikt nie poczuje zapachu wódki. To jest pokusa dla osób, które w małej porcji alkoholu znajdują coś wartościowego dla siebie. Po wypiciu czują się spokojniej i pewniej. To jest chyba główny motyw sięgania po „małpki” – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr Adam Kłodecki, psycholog kliniczny i psychoterapeuta uzależnień, superwizor psychoterapii.
Ponad 90 proc. sprzedawców zauważa, że klienci, którzy kupują „małpki”, w większości dobrze wiedzą, po jaki produkt przyszli. W 3/4 przypadków odbywa się to na zasadzie: „Poproszę to, co zwykle”. W większości przypadków zakupom małej wódki nie towarzyszą inne zakupy, a zatem jest ona jedynym powodem odwiedzenia sklepu.
– Wśród kupujących jest więcej mężczyzn, choć coraz częściej to produkt nabywany przez kobiety w różnym wieku. Po „małpki” sięgają zarówno ludzie młodzi, jak i emeryci. To świadczy o sukcesie tego produktu i o tym, że jest on dobrze dopasowany do potrzeb konsumentów. Można powiedzieć, że dokładnie trafił w potrzeby różnych grup – mówi Michał Kociankowski.
Wypicie małej ilości alkoholu, z dyskretnej butelki, niemal wszędzie pozostaje niezauważone. Dlatego dla wielu konsumentów małych wódek sama już możliwość używania ich w nowych sytuacjach jest atrakcyjna. Łatwo wnoszą małe butelki do kina, na stadiony, niektórzy nawet do teatru, a wielu również do pracy.
– Głównym motywem sięgania po „małpki” jest możliwość konsumowania alkoholu w wielu sytuacjach, gdzie jest to zabronione i możliwość ukrycia tej konsumpcji. Można je wnieść do klubu, do kina, na stadion, na koncert. Taka możliwość działania wbrew zasadom, bez konsekwencji, to jest coś, co przyciąga konsumentów do tego produktu – mówi, szef pracowni badawczej Synergion.
Jak podkreśla dr Adam Kłodecki, alkohol w małych butelkach jest złudnie postrzegany jako bezpieczny ze względu na jego niewielką ilość.
– Tymczasem wypijanie łatwo dostępnych, tanich „małpek” może prowadzić do trwałego uzależnienia. Niektórzy moi pacjenci sięgali po „małpki” jako wygodne lekarstwo na kaca i przez to utrwalali w sobie mechanizm uzależnienia. „Małpki” ze względu na niewielką porcję alkoholu stwarzały iluzję bezpieczeństwa i kontroli nad piciem – mówi dr Adam Kłodecki.
Komentarze